Już od pierwszych minut odcinek działa na wysokich obrotach. Rozpoczyna się od przedstawienia Andy Herrery, która jest jedną z głównych bohaterów nadchodzącego serialu Station 19. Poznajemy ją w bardzo specyficznych warunkach - swoją dłonią tamuje krwotok u jednego z pacjentów. Każdy najmniejszy ruch może skończyć się jego śmiercią. Jeśli ktoś ma skojarzenia z podobną sceną sprzed kilku sezonów z udziałem dr Grey i domowej roboty pociskiem gotowym do wybuchu - to ma rację. Obie sceny wyglądają bardzo podobnie i trzeba przyznać, że ta nowsza, mimo słabszego kalibru, trzyma również wystarczająco dobrze w napięciu. Daje też idealne podłoże by lepiej poznać nową bohaterkę. Okazuje się, że Adny Herrera jest nie tylko przebojowa i oddana swojej pracy, ale ma sarkastyczne poczucie humoru, które wyraźnie przebija się od pierwszych chwil. Przypomina w pewien sposób dr Yang - nic więc dziwnego, że złapała natychmiastowy kontakt z dr Grey. Współpraca obu pań, zwłaszcza podczas operacji pacjenta jawi się emocjonująco i jednocześnie zabawnie. Wraz z panią strażak na ekrany powrócił Ben Warren, który oficjalnie jest już członkiem zespołu strażaków ze Station 19. Tym razem jednak jego obecność w Grey's Anatomy była swoistego rodzaju zamknięciem jego wątku w serialu. Dostaliśmy zatem kilka interesujących scen, w których jego postać waha się, czy aby na pewno podjął dobrą decyzję, albo myśli nad tym, które powołanie - strażaka czy chirurga - jest bliższe jego idei ratowania ludzi. Mimo pewnego ciężaru emocjonalnego, jego wątek był swoistego rodzaju przerywnikiem komediowym, który w znaczący sposób rozładowywał napięcie w kluczowych momentach epizodu. A napięcia w odcinku było niemało. Przede wszystkim za sprawą dr. Kareva, dr Shepherd i ich nastoletniej pacjentki z guzem mózgu. Dr Shepherd wezwała na pomoc nawet dr. Koriacicka, który pojawił się już wcześniej przy okazji jej własnego leczenia. To trio okazuje się być mieszanką wybuchową, zwłaszcza że panowie nie przypadli sobie do gustu. Niemniej jednak ten wątek przyniósł typowe dla serialu połączenie wyścigu szczurów z utratą nadziei i błyskotliwą ideą, jak tę nadzieję odzyskać. W serialu bardzo dobrze sprawdzają się postaci aroganckie, przekonane o swojej boskości i zdolnościach. I właśnie taki jest dr Koriacick. Nadaje tym samym o wiele szybszego tempa wydarzeniem, a pewien rodzaj konkurencji pomiędzy nim i dr Karevem ogląda się z czystą przyjemnością. Szkoda tylko, że ich nowatorska metoda leczenia nie załapała się do głównego konkursu, który w dalszym ciągu trwa w najlepsze. To właśnie ten konkurs miał również swoje znaczące miejsce w odcinku. Co prawda dr Avery, dr Bailey, dr Webber i dr Robbins zostali praktycznie w nim pominięci, ale jednak dr Grey, a raczej jej kłopoty, były bardzo wypunktowane. Dr Grey musi zdobyć prawa do wykorzystania jednego z patentów, aby w ogóle móc ruszyć z własnymi badaniami. Rzecz w tym, że właściciel patentu nie był aż tak skory do pomocy. Dopiero interwencja Andy Herrery, która wykorzystała swoje umiejętności językowe, pomogła zorganizować tak bardzo potrzebne spotkanie ze starszym mężczyzną. A wszystko to było zrealizowane w sposób nad wyraz komediowy, ale niewymuszony i dobrze komponowany z ogólnym pomysłem na jej postać. Ponownie podkreślę - dynamika relacji pomiędzy nią a dr Grey spokojnie mogłaby uratować cały odcinek, nawet jeśli nie domagałby na innych frontach. Nic takiego jednak nie ma miejsca. Epizod ogląda się nie tylko z zaciekawieniem, ale czystą serialową radością. Nie był ani przegadany, ani też zrobiony na siłę. Wręcz przeciwnie, wszystkie wątki miały swój logiczny przebieg zdarzeń, zachowano również odpowiedni balans pomiędzy dramatem, elementami obyczajowymi i poczuciem humoru. Dostaliśmy nawet krótką scenę z dziećmi dr Grey, co zdarza się niezwykle rzadko, a zawsze stanowi interesujący element serialowej rzeczywistości. Odcinek kończy się przestraszoną miną dr Robbins, która spogląda na dr Kepner ewidentnie niepanującą nad swoim życiem, gdy pije do upadłego ze stażystami. I mimo że teoretycznie powinno to mnie, jako widza, niepokoić, to osobiście przypada mi do gustu, kiedy odcinek kończy się w tym znajomym barze. Od lat jest to integralny element serialu, więc każda ze zrealizowanych tam scen, jest niczym nostalgiczny ukłon w stronę fanów. A takich nigdy za wiele.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj