Serial Grey's Anatomy nie traci czasu na rozdrabnianie się. Wydaje się, że ledwo dowiedzieliśmy się o guzie dr Shepherd, a już przeprowadzono operację i następuje bolesna rehabilitacja. Mam wrażenie, że ten wątek po prostu pędzi bez zbytniej refleksji, a poszczególne etapy choroby i jej zwalczania następują po sobie bez większych przerw. Co prawda dzięki temu nie można narzekać na monotonność, ale z drugiej strony czuje się poważny niedosyt albo wręcz spłycenie sytuacji Amelii. Całość, mimo wszystko jest jednak prowadzona dość zgrabnie i choć wątek Dr Shepherd ogląda się z umiarkowanymi emocjami, to nie można powiedzieć, żeby nudził. Mam małe zastrzeżenia, co do możliwości wglądu w jej myśli. Osobiście takie wstawki bardzo mi przeszkadzają i odzierają bohatera z realizmu. Tym samym odcinają mnie od własnej interpretacji wydarzeń, których postać doświadcza. O ile aktorsko Caterina Scorsone radzi sobie bardzo dobrze, to w tym konkretnym przypadku, słowne podkreślanie bólu Amelii, jej wewnętrzne dialogi działają w odwrotną stronę. Cierpienie wydaje mi się sztuczne, głównie dzięki sprzecznym sygnałom, jakie się nam proponuje. Ton głosu “myśli” jest nad wyraz spokojny i głęboki, podczas gdy ciało przeżywa katusze. Niby taka drobnostka, a jednak utrudnia percepcję postaci i narzuca jedną konkretną projekcję, bez możliwości własnych przemyśleń. Bardzo, co szczególnie warto podkreślić, przypada do gustu scena, w której główni bohaterowie żartują sobie z choroby dr Shepherd. Jest to typowa reakcja postaci, która bywała wielokrotnie eksponowana w poprzednich sezonach. W sytuacjach kryzysowych, nasi ulubieńcy reagują śmiechem ocierającym się o granicę histerii. Nie stronią od niewybrednych żartów, rozładowując tym samym atmosferę. To właśnie takimi momentami stoi serial i im ich więcej, tym lepiej dla produkcji. Chirurdzy od zawsze mieli niebanalne poczucie humoru, które w ironiczny sposób podkreślało, czym jest życie, lojalność i przyjaźń. Pod tym względem wykorzystanie choroby jako żartu, łączy ich mocniej, niż niejedna udana operacja. Oprócz głównego motywu odcinka, którym była operacja Amelii, serial kontynuuje wątek dr Megan Hunt. Oczywiście jej przeszczep nie wygląda tak kolorowo, jakby sobie tego życzyła. Infekcja zatrzymuje ją na dłużej w Seattle i staje się to punktem wyjścia do kilku ciekawych momentów, które ogląda się z zainteresowaniem. Przede wszystkim relacja obu pań - dr Grey i Megan - robi mocne wrażenie. Chirurdzy w końcu zdecydowanie odcinają się od romansowych trójkątów wypełnionych dramatami, walkami o tego jedynego faceta czy podkładaniem sobie nawzajem świń. Obie bohaterki są dojrzałe i doskonale zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej znalazła się cała trójka. Porównując z głupotami, które rozgrywały się w poprzednim sezonie pomiędzy dr Grey i dr Pierce, oglądanie tego wątku jest czystą przyjemnością. Duże wrażenie robi również decyzja dr. Riggsa o sprowadzeniu syna Megan do Stanów Zjednoczonych. Ten pomysł utrzymano sekrecie, odpowiednio dozując informacje, poprowadzono go subtelnie, by ostatecznie jego rozwiązanie podać na końcu i z dużą dawką emocji. Odnoszę również wrażenie, że postać dr Wilson w końcu została rozsądnie rozpisana. W jej udziale przypada rola ofiary przemocy domowej, która mimo że uciekła swojemu oprawcy, to w dalszym ciągu żyje w cieniu jego czynów i słyszy echo jego manipulacji. Dr Wilson ma szansę zaistnieć w świecie medycyny, ale rezygnuje z niej, bo może to skutkować ujawnieniem się przed byłym mężem. Trzeba przyznać, że serial nareszcie nadaje jakiś sens dla jej postaci i próbuje opowiedzieć historię, która faktycznie może być ważna społecznie. Bo bardzo kiepskim dla tej bohaterki poprzednim sezonie, takie prowadzenie jej wątku może okazać się rehabilitujące. Mimo braku sympatii dla jej postaci, staram się docenić próby, jakie serial podejmuje w tym sezonie. Nowy odcinek, mimo braku ciekawych medycznych przypadków przewidzianych na ten tydzień, wypełniony jest drobnymi wątkami pobocznymi, które w zupełności wystarczają. Dr Warren zaciekle trenuje w sekrecie, szykując się do… no właśnie. Do opuszczenia serialu, ponieważ dołączył do obsady nowej produkcji o strażakach, będącej spin-offem Chirurgów. Z kolei córka dr Robbins, Sofija, poinformowała swoją matkę, że chce z nią ponownie zamieszkać. Czy oznacza to powrót jej postaci na stałe do serialowego świata? Dzieci w serialu dorastają nadzwyczaj szybko, a trzymanie ich jedynie jako tło pozwala swobodnie manipulować ich wiekiem. Informacja o jej powrocie jest swoistego rodzaju cliffhangerem, który miał nas zaskoczyć na samym końcu odcinka.
Epizod Ain't That a Kick in the Head jest przyjemny i warty poświęconego czasu. Unika większych błędów, zawiera w sobie kilka humorystycznych scen, a także momentów pełnych napięcia i emocji. Wisienką na torcie była poza superbohatera prezentowana przed operacją dr Shepherd, którą znamy już z wcześniejszych sezonów. Ot mały drobiazg, ale przywołujący ciekawe wspomnienia i działający motywująco nawet dla widzów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj