Bezsprzecznie odcinek serialu Grey's Anatomy należy do trójki bohaterów: Catherine Fox, Amelii Shepherd i Thomasa Koracicka. To właśnie ta trójka mierzy się z ogromnym i skomplikowanie umiejscowionym guzem. Dr Fox jako pacjentka, a dr Shepherd i dr Koracick jako jej lekarze stanowią ciekawe połączenie charakterów, bo każdy z nich jest charyzmatyczny i arogancki na swój własny sposób. Co ciekawe, nic się tutaj nie wyklucza, nie gryzie ze sobą. Z kolei akcja odcinka już od pierwszych chwil pokazuje widzom  przygotowania do operacji i nie pozostawia złudzeń co do swoich intencji - ten epizod będzie wyciskaczem łez. Pytanie tylko - tych smutku, a może jednak radości? Odpowiedź na te pytanie dostajemy dopiero na sam koniec. W czasie podróży poprzez meandry medycyny łzy pojawiają się jednak kilkakrotnie. Każda scena, w której dr Fox żegna się ze swoim mężem albo synem, jest dopracowana tak, by widz miał wrażenie, że on sam się żegna ze swoją rodziną. Nie obyło się również bez komplikacji w trakcie samego zabiegu, a do pieca emocji dokłada dr Avery, który ewidentnie nie radzi sobie z taką presją. Z kolei dr Webber postanawia użyć swój prototypowy długopis, który w prosty sposób ma odnajdywać chore na raka komórki. Tym samym jego żona stała się swoistego rodzaju królikiem doświadczalnym w imię przyszłości medycyny. Po cichu liczę na konsekwencje jego samowolki, ale równie dobrze ten wątek może zniknąć bez żadnego śladu. Co więcej, na razie scenarzyści nie zdecydowali się na smutne zakończenie i dr Fox przeżyła. Co prawda nie udało się usunąć całego guza, ale tym scenarzyści będą “martwić” się później. Póki co postać Catherine Fox ma szansę wrócić jeszcze na salę operacyjną, ale już jako chirurg. Gdyby dla kogoś walka o życie jednego z ulubionych chirurgów serialu okazała się niewystarczająco dramatyczna, to odcinek oferuje drugi, równie wyczerpujący emocjonalnie wątek. Dr Grey w końcu udaje się na spotkanie z umierającym ojcem i dochodzi do dość koniecznej, ale bardzo nieprzyjemnej rozmowy. Bardzo dobrze udało się odwzorować niezręczność takich spotkań, a także uchwycić wzajemne zaszłości i rozczarowania tej dwójki. Na pewno nie był to jeden z najprzyjemniejszych elementów serialu, tym bardziej, że zdążyłam już dawno zapomnieć, że ojciec Mer jest umierający. Nie jestem też przekonana, czy ten odcinek był najlepszym miejscem na rozwinięcie akurat tego wątku. Epizod już za sprawą dr Fox był bardzo przytłaczający. Wątek dr Grey i jej ojca dorzucił jeszcze swoje trzy grosze, sprawiając tym samym, że całość wymaga większego niż zazwyczaj zaangażowania w serial. Zdecydowanie nie był to odcinek, na którym można odpocząć i zapomnieć o własnych problemach. Mimo wszystko serial ponownie sięga po kultowe dla swojej marki elementy fabuły. Z przyjemnością ponownie oglądała scenę z pozycją superbohatera, która miała przynieść szczęście i podbudować i tak wysoką pewność siebie lekarzy. Innym elementem, którego szczególnie brakowało w serialu, była scena z tańcem. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów serialu jest motto “masz problem - przetańcz go”. I tym razem tańczyła cała sala operacyjna tuż przed samym zabiegiem. Oczywiście należy przymknąć oko na brak realizmu w takiej sytuacji, ale jako element wyciszenia pomiędzy kolejnymi, istotnymi scenami, sprawdził się bardzo dobrze. Nie da się ukryć, że jest to przytłaczający odcinek, ale z kilkoma jaśniejszymi elementami. Zdecydowanie zdominowany przez choroby i kruchość ludzkiego życia. Godny polecenia głównie tym, którzy uwielbiają dużo dramy, wyciskaczy łez i niepokoju o swoich ulubionych bohaterów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj