Na pierwszy rzut oka widać, że akcja przenosi się tam, gdzie zasadniczo jest jej miejsce, czyli do szpitala. Przez większość czasu trwania epizodu wydarzenia rozgrywają się albo na sali operacyjnej, albo w jednym ze szpitalnych pomieszczeń. Gwarantuje to różnorodność akcji i nie przynudza, jak zeszłotygodniowa lokacja w domu dr. Avery’ego. Odcinek w dużej mierze skupia się wokół pojęcia rodziny i tak na dobrą sprawę pokazuje kilka z mniej oczywistych jej wymiarów. Wdaje się też w dyskusję czy geny, czy może wychowanie jest silniejsze, jeśli idzie o rodzinne więzy. Nie daje jasnej odpowiedzi, ale też nie ocenia i nie stygmatyzuje. Na pierwszy rzuta oka temat rodziny w dużej mierze dotyczy dr Pierce. W trakcie wywiadu dla medycznego podcastu, Maggie przyznaje się, że jej biologicznymi rodzicami są dr Ellis Grey i dr Webber. Jest to jak najbardziej pikantna plotka, zwłaszcza dla dziennikarzy skupionych wokół świata medycyny. Wnosi to sporo napięcia pomiędzy Maggie a jej ojcem, nie wspominając również o ewentualnych konsekwencjach dla jego obecnej żony, Catherine. Nie jest to za szczególnie skomplikowany wątek i mały konflikt między Maggie a jej ojcem, rozwiązuje się szybko pod koniec odcinka, podczas sceny pojednania. Sprawnie, prosto, ale mimo wszystko dość przyjemnie. W temacie rodziny, o wiele więcej do powiedzenia ma sytuacja dr. Hunta i dr Shepherd. Tym razem ta dwójka stara się o oficjalne prawa do opieki nad Leo, mimo że nawet nie mieszkają już razem. Wszystko idzie dobrze, do czasu kiedy Owen i Amelia znowu się kłócą i jak zwykle, o to samo. Pod tym względem, ich wątek po prostu nudzi, a nieustanne powtarzanie się odbiera całą radość ze śledzenia tej pary. Co prawda można zauważyć, że jedna z kwestii dr. Hunta, dotycząca wyboru Amelii jako życiowej partnerki, jest bezpośrednim nawiązaniem do słynnego dialogu między dr Grey i dr. Derekiem Shepherdem, ale nawet to nie tłumi małej nuty rozczarowania. I mimo że tutaj mamy doskonałą wariację na temat, czym właściwie jest rodzina, to przez odchodzącą po raz tysięczny Amelię, nawet i ten ważny aspekt schodzi na dalszy plan. Więzy rodzinne są również w ciekawy sposób przedstawione w przypadku dr. Andrew DeLuca. Przecież to jego ojciec przybył ostatnio do szpitala i tym razem dowiadujemy się dlaczego. Otóż ma on genialny pomysł na wytworzenie zewnętrznego worka-macicy, dla nienarodzonych dzieci, by tam mogły dojrzewać, do czasu “porodu”. Pomysł kontrowersyjny i na granicy szaleństwa. Słowo szaleństwo jest tutaj kluczowe, ponieważ ojciec Andrew, mimo że jest wybitnym lekarzem, to jest również chory mentalnie. I tutaj właśnie zaczyna się piękno całej tej sprawy: gdzie jest granica pomiędzy jego chorobą a geniuszem? Jego stosunek, zaskakująco pozytywny stosunek do ojca wpływa zarówno na relacje Andrew z siostrą, ale także z dr Grey. Jest to jeden z moich ulubionych wątków w tym odcinku i łączy w sobie zarówno eksperymentalną medycynę, problem etyki, a także pyta gdzie są granice zaufania i lojalności wobec rodziny. Dużo jest też mowy o dzieciach, zwłaszcza w przypadku małżeństwa Karev. Za sprawą mamy Alexa, pojawia się myśl o dzieciach, a razem z nią - panika Jo. Jest to jeden z najzabawniejszych momentów, zwłaszcza że postać Jo ostatnio znajduje się raczej na drugim planie. Z drugiej strony wykorzystano tutaj sytuację, by trochę moralnie uświadamiać widzów, że dziecko to nie tylko wyrzeczenia, ale też nieustanne chwile radość. Ciekawi mnie tylko, czy Jo będzie nową Cristiną Yang, która zdecydowanie odcinała się od myśli, by posiadać potomstwo. Odcinek, poza swoją główną myślą przewodnią, pełen jest pomniejszych wątków, które ogląda się z równie wyraźnym zainteresowaniem. Zwłaszcza przypadki pacjentów są angażujące i przyciągają uwagę. Widowiskowa transformacja stopy w staw kolanowy, zapewniła kilka ciekawych momentów na sali operacyjnej. Z drugiej strony, para dość ekscentrycznych gejów i ich córka też szybko zdobyli sympatię widzów i ich wątek oglądało się po prostu dobrze. Z kolei miłą niespodzianką był powrót dr Ellis Grey, nawet jeśli pod postacią sennej mrzonki. To za jej natchnieniem, Meredith zagłębia się w innowacyjne badania, które być może przysporzą jej jeszcze większą, niż dotychczas sławę. To właśnie dzięki takim drobnym momentom, odcinek wydaje się być spójny i dobrze wyważony. Po ostatnim, bardzo obyczajowym odcinku, ten jest miłym powrotem do natury serialu. Trochę akcji, trochę dramatu, trochę nieco przesłodzonego romansu - szczerze mówiąc na takim etapie sezonu nie można oczekiwać niczego więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj