Cień jest serialem kryminalnym romansującym trochę z kinem komiksowym, w którym uliczni superbohaterowie zakładają maski i nadrabiają zaległości w pracy wykonywanej przez policjantów. Takim właśnie samozwańczym mścicielem jest tytułowy Cień (Krystian Wieczorek), były oficer CBŚ, który sfingował własną śmierć. Żyjąc w (nomen omen) cieniu, chwyta przestępców, rozwiązuje zagadki i pomaga ofiarom. Bardzo często wyręcza policjantów, podrzucając im dowody lub naprowadzając ich na sprawców. Szczególnie na jego "wsparcie" może liczyć duet podkomisarz Edyta Wójcik (Dagmara Bak) i młodszy aspirant Mikołaj Małecki (Krzysztof Kwiatkowski). Właśnie ono zostali przydzieleni do rozpracowania i złapania Cienia, co nie jest zadaniem łatwym.
Akcję każdego z odcinków śledzimy więc dwutorowo - działania podejmowane przez Huberta Wilczyńskiego, ubranego w kominiarkę, a także właśnie Edyty i Mikołaja, którzy albo spóźniają się ze swoim śledztwem względem zamaskowanego mściciela, albo zostają przez niego mniej lub bardziej świadomie naprowadzani na trop sprawców kolejnych przestępstw. Prowadzona w ten sposób narracja ma niestety swoje problemy. Okazuje się dość szybko, że śledzenie losów głównego duetu policjantów nie ma nam specjalnie dużo do zaoferowania. Najciekawsze są działania prowadzone przez wymykającego się organom ścigania Cienia, natomiast Edyta i Mikołaj wypadają przy nim zwyczajnie blado. Nawet jeśli między nimi pojawia się chemia, to jednak nie powinno być tak, że ciekawiej wypadają, gdy rozmawiają o gotowaniu, a nie w trakcie rozwiązywania kryminalnych zagadek.
Każdy odcinek traktuje o nowej sprawie, rozwija przy tym wątki z pierwszego odcinka, w którym to pojawia się dwóch konkurujących ze sobą polityków i pewna rzeźbiarka, pobita przez jednego z nich i uratowana przez naszego głównego bohatera. Pogłębione zostają też relacje zarysowane w pierwszym epizodzie. Odkrywają przed nami informację o sfingowanej śmierci Wilczyńskiego, brata Edyty. Dlaczego się ukrywa? Czemu postanowił działać z ukrycia? Czy organy ścigania są tak niewydolne i nieskuteczne, że lepiej jest wykonywać tego typu pracę niezależnie od skorumpowanych przełożonych? W zaplanowanej przez twórców intrydze znajduje się kilka ciekawych smaczków, jednak bardzo mały ich procent zostaje przed nami odkryty.
Pomniejsze historie serwowane są również ze zmiennym szczęściem. Bywają lepsze, bywają znacznie gorsze, ale ostatecznie największym problemem serialu jest liczba odcinków. Przez to początek serialu wypada naprawdę blado względem drugiej połowy, która bardziej się rozkręca. Cień ma właśnie kilka takich momentów, kiedy jest produkcją bardzo dobrze zagraną i napisaną, a zaraz potem skręca w stronę kryminalnych paradokumentów - zarówno pod względem gry aktorskiej, jak i realizacji. Wygląda na to, że odjęcie przynajmniej czterech lub pięciu epizodów pozwoliłoby nie tylko na zdynamizowanie historii, ale też mniej czasu wymagałoby pokazywanie wątków zbędnych i zapychających fabułę.
Nierówna realizacja bywa odczuwalna, podobnie sprawa ma się z aktorstwem, ale raczej cały pierwszy plan nie ma sobie wiele do zarzucenia. Wieczorek jako Cień wypada przekonująco, Dagmara Bąk i Krzysztof Kwiatkowski dają radę, jednak najwięcej słów pochwały skierowałbym w stronę Malwiny Buss wcielającej się w "Szczura", hakerkę wykonującą ogrom pracy dla Cienia. Jasne, jest trochę fabularnym wytrychem, popycha akcję do przodu i wykonuje rzeczy niemożliwe. Dużo się na jej temat nie dowiadujemy, ale za każdym razem, gdy Buss pojawia się na ekranie, nie mamy wątpliwości w jej ponadprzeciętne umiejętności rodem z amerykańskich filmów.
Cień jest serialem bardzo nierównym. Koncept z działającym z ukrycia bohaterem jest ciekawy, więc spokojnie można byłoby stworzyć produkcję bez sztucznie przedłużanych intryg. Końcówka zapowiada, że to nie koniec i możemy liczyć na kontynuację.