Clarice to nowy serial stacji CBS, będący kontynuacją Milczenia owiec. Oceniam premierowy odcinek.
Akcja serialu
Clarice rozgrywa się rok po wydarzeniach z kultowego
Milczenia owiec. Tytułowa bohaterka zmaga się z PTSD, jednak szybko będzie musiała otrząsnąć się z traumatycznych wydarzeń, ponieważ zostaje zwerbowana do oddziału zajmującego się między innymi przypadkami seryjnych morderstw. I jak każdy premierowy odcinek nowego serialu, tak i ten ma za zadanie wprowadzić bohaterów, przedstawić ich sytuacje życiowe i nakreślić, przynajmniej częściowo, intrygę. I z tego zadania wywiązuje się całkiem nieźle, chociaż można było dać szansę zaprezentowania się każdemu z bohaterów. Na przykład taki Tripathi, grany przez
Kala Penna, poza kilkoma pojedynczymi zdaniami nie ma możliwości, aby pokazać się z jakiejkolwiek strony. Przez to dynamika w zespole Sterling jest trochę zaburzona.
Niestety z postaciami mam największy problem. Głównie tyczy się to tytułowej bohaterki. Na ten moment
Rebecca Breeds, która wciela się w Clarice, kompletnie nie potrafi udźwignąć tej kreacji. W pewnym momencie myślałem, że aktorka za mocno odczuwa presję związaną z ekranowym dziedzictwem tej postaci i nie może przebić się przez nią. Niestety w wykonaniu Breeds Sterling jest pozbawioną charyzmy, zagubioną i - o zgrozo - bardzo nudną bohaterką. Przez to trudno było mi w pewnym momencie jej kibicować, ponieważ nie mogłem dostrzec jakichkolwiek emocji czy rozterek przez nijakość tej postaci. Upatrywałbym się w tym nie tylko winy aktorki, ale również słabego scenariusza, który zrobił jej krzywdę. Twórcy starali się badać PTSD, jednak problem co chwilę gdzieś znikał, a Clarice działała, jakby kompletnie zapomniała o swoich lękach. Można to nazwać wybiórczą traumą scenarzystów.
Jeśli chodzi o postacie drugoplanowe, to nie jest lepiej. Są oni po prostu zbiorem różnego rodzaju klisz. Mamy zatem szefa bohaterki, któremu nie po drodze z podwładną, jedynego gościa, który ufa bohaterce i pracuje z nią, małomównego technika czy wygadaną kumpelę głównej postaci pomagającą jej w sprawach. Twórcy nawet na moment nie starają się wyjść poza te klisze, zaprezentować swoich postaci z innej, ciekawej strony. Jeszcze Esquivel broni się dzięki nawiązaniu relacji z Clarice. Jednak taki Krendler przez większość ekranowego czasu jest po prostu irytujący przez swoją gburowatość wpisaną w rys psychologiczny postaci.
Sprawa, którą bohaterowie próbują rozwiązać w premierowym odcinku, również nie wnosi powiewu świeżości, ale przynajmniej została sprawnie poprowadzona narracyjnie. Mamy zatem wprowadzenie do śledztwa, przeprowadzanie widza przez kolejne tropy aż do rozwiązania i drobnego zwrotu akcji związanego z tym, że nasz zbir nie jest seryjnym mordercą, a zabójcą na zlecenie. Łatwo i przyjemnie, bez szału, ale bardzo poprawnie, przez co da się to obejrzeć. Raziły mnie tylko pewne bardzo proste rozwiązania dotyczące motywacji mordercy, które były łatwe do odczytania. Ale zrzucam to na czas trwania odcinka i konieczność wprowadzenia bohaterów. Pierwszy odcinek serialu
Clarice niestety nie wskazuje na to, że będzie to jakiś godny obejrzenia i zapamiętania nowy projekt telewizyjny. Jednak liczę na niespodziankę w kolejnych epizodach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h