Cobra Kai to oficjalna kontynuacja filmu Karate Kid, której fabuła rozgrywa się 34 lata później. Po raz pierwszy ten kultowy tytuł dostaje godny sequel, który świetnie się ogląda! Recenzja nie zawiera spoilerów.
Zwiastuny
Cobra Kai mogły sugerować, że mamy do czynienia z serialem komediowym, ale nic bardziej mylnego! Produkcja nie ma nic wspólnego z takim formatem, bo zdecydowanie bliżej jej do komediodramatu. Są sceny emocjonujące, czasem dramatyczne i poważniejsze. Humor jednakże jest integralną częścią tej opowieści, ale nie w stylu sitcomu czy innego telewizyjnego formatu. Jest to bardziej naturalne śmianie się z pewnych schematów, zachowań i nawiązań do oryginału. W sposób, który płynnie się komponuje, nie sprawia wrażenia wymuszonego i często bawi do łez. Własnie zabawne odwołania do
The Karate Kid z 1984 roku działają tutaj najlepiej. Są to mrugnięcia okiem do pokolenia, które się na tym wychowało. Śmieszne, ale z szacunkiem i dobrze wpasowujące się w cały klimat opowieści. Z umiarem i bez przesady.
Powiedzmy sobie szczerze: wszystkie filmowe kontynuacje hitu z 1984 roku były delikatnie mówiąc nieudane. Trudno do końca zaakceptować formę rozwoju historii Daniela i to, jak te produkcje psuły potencjał "jedynki". Serial nie popełnia żadnego z tych błędów. Odnosi się tylko do pierwszej odsłony, okazując jej wielki szacunek, składając hołd temu, co napędzało wyobraźnie pokolenia i zarazem aktualizując formułę o współczesne przemyślenia (np. pojawia się w szkole dręczenie przez Internet, które zostało komicznie skomentowane przez Johnny'ego). Czuć, że to jest to mądre i dopracowane pokazanie, jak dalej potoczyło się życie Daniela i Johnny'ego, których rywalizacja była podstawą początku tej serii. Udaje się stworzyć dobrą atmosferę, wprowadzić klimat wywodzący się z kultowego filmu oraz konwencję wpisaną w lata 80. Tyczy się to sposobu opowiadania historii, wprowadzania scen humorystycznych, które trafiają w punkt i nie schodzą do jakichś kloacznych poziomów i wykorzystania muzyki z tamtych lat oraz filmów, które ogląda jeden z bohaterów. To wszystko z jednej strony wpisuje się w trend z
Stranger Things, czyli pomysłowego odwoływania się do lat 80. co działa doskonale na odbiorcę łaknącego tego typu klimatu. Nostalgia jest bezapelacyjnie istotnym czynnikiem budującym poziom tego serialu. To ona tworzy jego urok i nadaje mu charakteru. To też jest coś, co trzeba zrobić dobrze, a twórcy pokazali, że znają się na rzeczy. Z drugiej strony twórcy tworzą integralną całość z kinową produkcją. Wykorzystano sporo scen z filmu
Karate Kid, które dobrze dopełniają całości, pobudzają sentyment i mają znaczenie dla fabuły.
Johnny w wykonaniu
William Zabka był postacią bardzo stereotypową. Czy filmowy Lawrence miał w sobie cechy, które czyniły go kimś więcej? Nie wydaje mi się. To był zwyczajny popularny dzieciak, który poprzez swoją fizyczną siłę dręczył słabszych. Nic więcej. Serial to naprawia. Twórcy poświęcają dużo czasu na rozbudowanie jego charakteru, przeszłości i wyjaśnieniu, co dokładnie się wydarzyło, że był taki, jak był. Staje się on postacią złożoną, skomplikowaną i z demonami, które pozwalają go zrozumieć, sympatyzować z nim i nawet mu współczuć. Teraz, dzięki temu serialowi oglądanie filmu powinno nabierać innego znaczenia, bo siłą rzeczy będziemy postrzegać tego bohatera przez pryzmat nowych informacji. Takim sposobem serial wzbogaca klasyk z lat 80. Dobrze też ukazano pewną życiową prawdę: jeśli ktoś był kozakiem w czasach szkolnych i znęcał się nad innymi, w życiu dorosłym może okazać się śmieciem, którego byt nie ma większego sensu. Takie wrażenie sprawia właśnie Johnny na samym początku, a wydarzenia serialu pozwalają mu dojrzeć i przemienić się w kogoś więcej. Tutaj jednak jest pewien brak kropki nad i, gdzie widać, że twórcy pozostawili sobie pole do popisu na 2. sezon. Tyczy się to głównie finału i cliffhangera, czyli mamy otwarte zakończenie sugerujące jednoznacznie, że ta historia ma szansę na kontynuację i potencjał całkiem spory na to, by była ona udana.
Fabularnie twórcy chcą opowiedzieć kontynuację rywalizacji Daniela z Johnnym. Wydarzenia z filmu wpłynęły na ich życie i diametralnie je odmieniły. Czuć, że pewna trauma pozostała z obydwoma i jeśliby się tak bardziej nad tym zastanowić, ma to sens. A odbudowa ich rywalizacji jest bardziej usprawiedliwiona, niż sugerowały zwiastuny. Stoją za tym pobudki dość przekonujące i wywodzące się z negatywnych emocji, które pozostają w człowieku. Daniel może wygrał tamten turniej, ale trauma znęcania się i traktowania osoby znęcającej się jako śmiertelnego wroga pozostanie na całe życie. Nawet, jeśli ktoś jest dorosłym i dojrzałym człowiekiem, te emocje wezmą gorę. I to w gruncie jest przyczyna usprawiedliwiająca rozwój rywalizacji w serialu, która jednocześnie jest poparta fabularnym przesłankami. Johnny natomiast cały czas przeżywa tamtą porażkę, która ukształtowała jego dalsze losy.
Jest to oczywiście też kontynuacja, która pozwala wprowadzić nowe pokolenie. Twórcy biorą schemat fabularny z jedynki i bawią się nim przednio. Zmieniają, modyfikują i dopasowują do często humorystycznej konwencji ustalonej w serialu. Dobrym przykładem jest fakt, że wznowione dojo Cobra Kai zaczyna szkolić osoby, które uznawane są za nerdów, mięczaków i ludzi do bicia. Biorąc pod uwagę, że w filmie były to najpopularniejsze dzieciaki, jest to dowód na to, jak twórcy całkiem pomysłowo wywracają wiele aspektów serii do góry nogami. Czuć, że robią to z głową, z dobrym pomysłem i bez przekraczania pewnych granic. Świadome wykorzystanie schematu tak, by sprawiał wrażenie świeżego i zarazem hołdu dla filmu, jest godne pochwały.
Nie jest to jednak serial perfekcyjny. Czasem młodzi aktorzy nie porywają warsztatowo, czasem niektóre rozwiązania fabularne są zbyt proste lub po prostu banalne. Nie raz też zdarzają się sytuację, gdzie twórcy biorą pewną kliszę gatunkową i przedstawiają ją w sposób irytujący. Cały wątek syna Johnny'ego jest jednym z takich motywów, który może z czasem nabiera sensu, ale początkowo stanowi minus. Poziomem odstaje od tego, co ten serial robi dobrze. Całość niedopracowań tyczy się też relacji postaci, przemiany pewnych bohaterów i niektórych zachowań dzieciaków. Są takie elementy poniekąd wynikające z konwencji obranej przez twórców, które rzucają się w oczy, mogą razić, ale bynajmniej nie wpływają na to, jak dobrze się to ogląda.
William Zabka i
Ralph Macchio to oczywiście pierwszoplanowe gwiazdy serialu, które chcemy oglądać i które są wykorzystywane w odpowiedni sposób. Nie jest to ani epizod, ani modne w Hollywood przekazanie pałeczki. To jest ich historia, do której dopisano opowieści kolejnego pokolenia. Czuć tutaj równowagę pomiędzy tymi elementami. Pamiętam w sieci komentarze, że to już nie będzie to samo, bo nie ma pana Miyagiego. Twórcy najwyraźniej pomyśleli tak samo, więc dobrą wiadomością dla wszystkich - mówiąc bez spoilerów - jest to, że choć pan Miyagi nie żyje, jego mądrość, duch i znaczenie w fabule jest naprawdę duże. Wykorzystanie tej postaci pokazuje, że twórcy naprawdę zrozumieli, co czyni oryginał klasykiem kina, który miał takie znaczenie dla gatunku i odbiorców. Ważne podkreślenia jest to, że... oni nie są jedynymi postaciami z filmu, które powracają!
Cobra Kai nie jest bynajmniej serialem wybitnym, bo jest to zdecydowanie rozrywka lżejsza w odbiorze, niż film. Jest dużo dobrze wprowadzanego humoru, kapitalna kontynuacja historii lubianych postaci oraz bardzo rozrywkowy charakter każdego odcinka. Nie ma tu zapychaczy, czy czegokolwiek co sprawiałoby wrażenie, że jakiś odcinek jest niepotrzebny, pozbawiony pomysłu czy znaczenia. Czuć dopracowanie, sens i pokazanie, że karate na ekranie wcale nie musi być nudne. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana oryginału, który powinien śmiać się do łez, a w paru scenach poczuje ciarki przechodzące po plecach! Oto pierwszy raz od bardzo dawna mamy dobrą serialową kontynuacją klasyka sprzed wielu lat. Ma to urok, który sprawia, że trudno się oderwać od serialu!
Recenzja została pierwotnie opublikowana w maju 2018 roku
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h