Cobra Kai zmienia się trochę w 2. sezonie, ponieważ w odróżnieniu od poprzednika nie jest tak mocno oparty na nostalgii i sentymencie do kultowego Karate Kid. Objawiało się to w humorze pierwszego sezonu, który bazował na mruganiu okiem do widza zaznajomionego z oryginałem. To działało wyśmienicie, często bawiąc i wywołując pozytywne emocje. Zmiana w tym aspekcie w 2. sezonie jest dostrzegalna we wszystkich odcinkach i nie jestem do końca przekonany, czy właściwie dobrano proporcje. Ten serial musiał stanąć bardziej na własnych nogach, bo ciągłe bawienie się z widzem mogłoby odbić się czkawką i ostatecznie przyczynić się do wrażenia powtórki z rozrywki. Jednocześnie jednak czuć, że czegoś brakuje w tym sezonie, bo bardzo często najmocniejszym punktem programu i najzabawniejszym były właśnie te odwołania. Twórcy podjęli słuszną decyzją, ale zbyt drastycznie ją wprowadzili. Powinno to odbywać się stopniowo, bo mimo wszystko zbyt szybko zmniejszono największą zaletę tego serialu. W pierwszym sezonie mieliśmy wątki obyczajowe młodych uczniów karate. Nie porywały, ale utrzymywały poprawny poziom i co najważniejsze dobrze zgrywały się z wątkami najważniejszymi, czyli rywalizacji Johnny'ego z Danielem. W tym przypadku jednak twórcy idą za bardzo w dramat dla nastolatków, więc zamiast ciekawego konfliktu, mamy więcej niepotrzebnych spięć na tle uczuciowym, przyjacielskim i niewykorzystany potencjał dla rozwoju postaci. To jest problem, ponieważ żaden z młodych bohaterów wyraźnie nie dojrzewa i nie uczy się tych ważnych przesłań, jakie płyną ze sztuki walki. Są to jedynie jakieś drobne przesłanki, które mogłyby zaoferować ewolucję postaci, ale twórcy raz po raz podejmują decyzje skupiające się na tych mniej atrakcyjnych elementach. Czuć to szczególnie w Hawku, który z dręczonego nerda zmienił się w szalenie irytującego dręczyciela. Są momenty, gdzie twórcy chcieli zasugerować ten dysonans - zwłaszcza w relacji z jego najlepszym przyjacielem, ale coś, co mogłoby być naprawdę interesującym zabiegiem fabularnym, staje się sztampą wpisaną w nastoletnią konwencję wątku. Ten serial nadal robi rzecz wręcz niemożliwą. Sprawia, że w sumie Daniel jest nam obojętny, a to Johnny jest wyrazistą, wielowarstwową postacią, którą chce się oglądać coraz więcej. To właśnie dzięki niemu i jego historii możemy nadal być zaskakiwani, nasze emocje będą znów raz po raz poruszane, a zrozumienie kogoś, kto w filmie był przecież stereotypowym czarnym charakterem, jedynie się pogłębia. Twórcy wykonują fenomenalną pracę w rozwoju tego bohatera i pokazują, że naprawdę mają pomysł i umiejętności, aby to robić. Tym bardziej szkoda, że tak zlekceważono kwestię dzieciaków. A do tego wchodzi relacja z Kreese'em, czyli złoczyńcą z pierwszego filmu, który zgodnie z zapowiedziami powrócił. Jest taki, jakiego go pamiętamy, i w tym przypadku to słuszna droga, bo on jest wykorzystywany do dalszego dojrzewania Johnny'ego. To jest klucz do osiągnięcia celu, więc dobrze, że w tym aspekcie twórcy się nie rozdrabniają.  Rywalizacja Daniela z Johnnym staje się pogłębiona w tym sezonie. Znamy jej przyczyny i rozwój z pierwszej serii, ale teraz widzimy, jak staje się to świadomie niedorzeczne. Wiemy, że pewnego rodzaju trauma napędza obu do ciągłego sporu bez najmniejszej próby wzajemnego zrozumienia. Dlatego też dostajemy wiele scen, które potrafią wywołać emocje, rozbawić i pokazać dobrze budowany potencjał. Oczywiście, gdy dochodzi do małego rewanżu panów, jak zapowiadał zwiastun, prawdopodobnie żaden fan nie będzie rozczarowany, bo to właśnie w takich momentach dziedzictwo serii procentuje. Nawet jeśli Karate Kida się nie zna, jest to dobrze umotywowane fabularnie, ale to dzięki filmowi, emocje sięgają zenitu. Twórcy doskonale pokazują, jak nieodpowiedzialni są ci dwaj bohaterowie, bo ich konflikt wpływa na ich uczniów i jest przyczyną zaskakującej tragedii. To w tym momencie Cobra Kai zyskuje, chwilowo zrywając z łatką lekkiego i wesołego serialu, na rzecz pokazania skutków walki trwającej dekady. To własnie ten motyw jest doskonałym przyczynkiem do jej zakończenia w kolejnym sezonie. Tym razem nie mamy turnieju, więc nie ma wrażenia jakiegoś odtwarzania fabuły filmu. Nie przeszkadza to jednak w wprowadzeniu akcji poza walką Daniela z Johnnym. Bójka w szkole jest zaskakująco udana i emocjonująca, bo choć twórcy doskonale wiedzą, że nie mają młodych aktorów o wybitnych umiejętnościach, robią co mogą, by w tym aspekcie tworzyć widowisko. Opierają się na doskonałej wręcz pracy kamery i długich ujęciach, które pozwalają podkreślić chaos i emocje walczących. Pod wieloma względami to działa nawet lepiej niż turniej, bo staje się walką na serio (zwłaszcza w rywalizacji dziewczyn) i potrafi ostatecznie zaskoczyć. Nie brak odwołań do pierwowzoru, których –  jak już wspomniałem – jest o wiele mniej. Gdy jednak są wprowadzane, trudno znów nie wczuć się w akcję i nie powiedzieć twórcom: brawo. Czy to w przerywnikach w walce Daniela z Johnnym, czy to w nieoczekiwanych występach gościnnych aktorów z filmu w wątku Johnny'ego, które pod kątem emocjonalnym, podobnie jak obecność Kreese'a, dalej kształtują najciekawszego bohatera tego serialu, czy to nawet w zapowiedzi tego, kto może pojawić się w 3. sezonie. Cobra Kai nie rozczarowuje w drugim sezonie, bo oferuje rozrywkę oczekiwaną i smakowitą. Jest słabiej pod kątem fabularnym (zbyt dużo kiepsko prowadzonych dramatów nastolatków), ale koniec końców dzięki Johnny'emu i kształtowaniu rywalizacji oraz obecności Kreese'a, całokształt staje się satysfakcjonującą frajdą. Pozostaje jedynie liczyć, że twórcy wyciągną wnioski z niektórych błędnych decyzji i 3. sezon będzie jedynie lepszy. Recenzja została pierwotnie opublikowana w maju 2019 roku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj