Twórcy Cobra Kai stali przed nie lada wyzwaniem w 4. sezonie, bo musieli zmierzyć się z najgorszym i najgłupszym filmem serii Karate Kid. Trójka miała swoje momenty (na czele z postacią Terry'ego Silvera), ale ogólnie była po prostu bardzo zła. Po latach wydaje się jeszcze gorsza niż te trzy dekady temu. Świetnie to było widać, gdy wykorzystano różne ujęcia z tego sequela. Twórcy jednak wyszli z tego zwycięsko. Udało im się nadać przyszłości Terry'ego Silvera sens. Dobrze odwołali się do Karate Kid 3, tłumacząc jego zachowanie i zarazem wyjaśniając, dlaczego nie jest na pierwszy rzut oka tym samym psychopatą. Jednakże to jego wątek pokazuje największą siłę scenarzystów.  Nie jest to tak samo jednowymiarowa postać. Scenarzyści zaskoczyli widzów, gdy pokazali, jak świetnym czarnym charakterem jest Terry. Zarazem przedstawili problem jego relacji z Kreesem (wątek słabości wraz z kapitalnym cliffhangerem wypadł znakomicie) oraz zaskakująco dobrze oddany wpływ na Daniela. Ten moment, gdy Terry wchodzi na scenę, trauma na obliczu LaRusso obrazuje się automatycznie. Wydarzenia z trójki nagle zaczynają procentować, kierując fabułę serialu na właściwe tory. Do tego wraz z kolejnymi odcinkami twórcy pomysłowo pokazali, że ten psychopata wciąż jest w Silverze. W 5. sezonie to on będzie głównym złoczyńcą.  Wisienką na torcie jest fakt, że powracający do tej roli Thomas Ian Griffith ma dobre umiejętności w sztukach walki. Aż szkoda, że tak rzadko (ale szalenie efektywnie!) wykorzystuje je w 4. sezonie. Historia 4. sezonu jest dość jasna, ale nigdy nie idzie prostym torem i w wielu momentach potrafi zaskoczyć. Nieprzewidywalność tego sezonu odczuwalna jest zwłaszcza w turnieju, który idzie w zupełnie innym kierunku, niż można było oczekiwać. W końcu wydawały się oczywiste rewanże, a podział na tych dobrych i złych jest naturalny. Twórcy wiedzieli, jak kapitalnie rozwinąć wątek wbrew oczekiwaniom widzów. Rezygnacja Miguela, porażka Robby'ego czy zwycięstwo Tory to są rozwiązania niespodziewane, ale mile widziane. To właśnie dzięki temu Cobra Kai w 4. sezonie tak wiele zyskuje - udowadnia, że twórcy nie chcą serwować nam oczywistości. To też objawia się w całej historii. Wiemy, jaka jest stawka, więc bohaterowie nie mogą przegrać. Choć ponieśli porażkę po oszustwie Silvera, taki rozwój fabuły buduje fantastyczny potencjał na 5. sezon i pokazuje, jak niebezpieczny jest Terry bez swojej słabości w postaci Kreese'a. To kolejna niespodzianka tego sezonu, która obiecuje wiele na przyszłość. Większa rola Chozena i dalsza współpraca Johnny'ego z Danielem to pomysł z gigantycznym potencjałem i za to wielkie brawa dla twórców - mało który serial pozornie prostymi narzędziami jest w stanie tak zachęcić do dalszej przygody. Można było się obawiać po cliffhangerze 3. sezonu, że współpraca Daniela z Johnnym będzie zbyt banalnie pokazana. A tak przecież się nie da, bo łączy ich zbyt zażyły konflikt, by ot tak zrodziło się zrozumienie i wzajemny szacunek. Scenarzyści znakomicie to pokazali, jak te problemy zaczynają się nasilać i choć często było zabawnie (inne wizje zderzały się komicznie w Miyagi-do), to napięcie rosło wraz z każdym kolejnym odcinkiem. Gdy ostatecznie dochodzi do rewanżu Johnny'ego z Danielem, twórcy korzystają z tego wzorowo. To jest jedna z niewielu w tym sezonie mocnych kart nostalgii, która sprawdza się, procentuje i daje wielkie emocje. A finał z remisem to nie tylko pomysłowa choreografia, co przekomiczne rozwiązanie wątku, udowadniające, że bohaterowie są siebie warci. Obaj nie są w stanie wykazać się zrozumieniem i wyjść poza własne ego. A kwestie relacji z Sam i Miguelem jedynie dolewają oliwy do ognia. Dlatego też, gdy w finale sezonu dochodzi do pojednania, szacunku i zrozumienia, to wypada fenomenalnie. W końcu w kluczowym dla serialu momencie mamy emocjonalny i fabularny strzał w dziesiątkę, dający do zrozumienia, że tym razem są w stanie nareszcie przezwyciężyć swoje różnice. To też jest dość obrazowe, że dokonał tego nie wspólny wróg, a dobro uczennicy. W takich momentach scenarzyści imponują, gdy zdajemy sobie sprawę, że za kluczowy rozwój odpowiada Miyagi. Takie świadome korzystania z filmów daje nadzwyczajny efekt.
Netflix
+16 więcej
Cobra Kai zawsze był serialem, w którym istotnym motywem były relacje dręczyciel-ofiara. W poprzednich sezonach one zostały pokazane mądrze, a ten sezon idzie tym samym torem. Dręczycielem w szkole może być każdy; pozornie nawet grzeczny syn Daniela LaRusso czy Sam, którzy zmieniają się w tych, którzy niegdyś dręczyli ich ojca. To zresztą też jest widoczne nadal w osobie Daniela i jego konfliktowym stosunku do Johnny'ego. Takie ciągłe odwracanie ról przynosi efekty fabularne i emocjonalne. Bohaterowie są w stanie przejść przemianę, bo nawet jeśli Sam mści się, dręcząc Tory, wiemy, jakie są tego przyczyny. Tak samo, jak kwestia nowego dzieciaka Payne'a mszczącego się na Anthonym LaRusso. Widzimy, jak ta granica pomiędzy ofiarą a dręczycielem jest wręcz iluzoryczna. Łatwo ją przekroczyć nawet nieświadomie, stając się potworem. To zaskakująco cudnie wypada w kwestii Robby'ego i jego zrozumienia problemu z Paynem. Świadomość, że dzieciak, który był pod jego skrzydłami, stał się gorszy niż jego dręczyciel, zdruzgotała bohatera. A to samo w sobie dodaje Robby'emu wyrazistości, której on nigdy nie miał. Scena, w której mierzy się ze swoimi emocjami w rozmowie z ojcem. Potrafi poruszyć i dać ważny rozwój postaci oraz jej relacji z Johnnym. Dzięki temu 4. sezon Cobra Kai sprawia wrażenie serialu jeszcze lepszego niż do tej pory. Pamiętam komentarze w sieci, że gdy Netflix zacznie tworzyć swój sezon Cobra Kai, serial zmieni się na gorsze przez mityczną "polityczną poprawność'. Tym bardziej więc cieszy podejście twórców, którzy w wątku Johnny'ego pośmiali się z tego wszystkiego, gdy ten szuka dziewczyny do swojego dojo. Johnny jako relikt lat 80. nie rozumie wielu rzeczy, a w starciu z różnymi współcześnie ważnymi sprawami wypada przekomicznie. Twórcy potrafili z klasą do tego podejść, tworząc z tego dobry wątek humorystyczny. Jednocześnie niczego nie zmienili na siłę, jak niektórzy się lękali. Aby tego było mało, Cobra Kai ma o wiele lepszą choreografię walk niż do tej pory. Starcia w turnieju wyglądają świetnie, pomysłowo. Widać, że aktorzy włożyli dużo pracy w przygotowania fizyczne, a to na ekranie procentuje. Dzięki temu ta sfera czysto widowiskowa nie tylko się sprawdza, ale też pozytywnie zaskakuje. Czy 4. sezon Cobra Kai ma wady? Niewielkie i niemające większego znaczenia przy tak dopracowanym scenariuszu i znakomitych pomysłach. Śmiem twierdzić, że to najlepszy sezon! Daje sporo świeżości, potrzebnego rozwoju postaci i - a to jest naprawdę ważne - nie jest już tylko zabawą kartą nostalgii, a czymś o wiele więcej. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj