Sporo akcji w połączeniu z dość dużą dozą intrygi politycznej wypada przyzwoicie, aczkolwiek bez rewelacji. Epizod pokazuje, że fabuła w ostatnich kilku odcinkach została zwyczajnie niezbyt dobrze rozplanowana, a poszczególnym wątkom nie nadano odpowiednich proporcji. Największym rozczarowaniem jest odzyskanie rękawicy Gospodarzy. Zostało ono poprowadzone w najbardziej oczywisty i przewidywalny z możliwych sposobów. Bez żadnych zwrotów akcji czy suspensu, wręcz banalnie. Jest to szczególnie dziwne, gdyż wydawało się, że przemiana Brama będzie miała jakiś istotniejszy wpływ na aktualne wydarzenia i pozostałych bohaterów, a zwłaszcza na odzyskanie rękawicy najeźdźców. Niestety cała akcja dotycząca tego wątku została zbyt szybko poprowadzona, nakreślona po linii najmniejszego oporu, z zastosowaniem najprostszego schematu fabularnego. Zdecydowanie nie wykorzystano potencjału odzyskania artefaktu obcych, tym bardziej, że liczba odcinków na przedstawienie bardziej złożonej historii była jak najbardziej wystarczająca. Jednakże sama akcja jest niewątpliwie dynamiczna i zrealizowana wzorowo. Zwyczajnie brak w niej jakiegoś elementu zaskoczenia, czegoś oryginalnego, nieszablonowego, a całość sprawia wrażenie, jakby była zrealizowana naprędce, aczkolwiek solidnie. Najsłabszym aspektem drugiego sezonu Colony jest „intryga” polityczna. Cały ten wątek był zupełnie bez polotu, a jego rozwiązanie nijakie oraz przewidywalne. Wygląda na to, że scenarzyści nie mieli zbyt wielu pomysłów na postać Nolana, a należał on do bardziej intrygujących bohaterów, dzięki któremu można się było dowiedzieć więcej informacji na temat Greatest Day. Natomiast Maddie może być nadal częścią historii, jeśli jakoś zjednoczy się z siostrą i jej rodziną. Jednakże z pewnością będzie ona chciała odzyskać synka, co oznaczałoby kolejną wtórność w fabule, a chyba scenarzyści nie mogą sobie na nią obecnie pozwolić. Poprowadzenie postaci Nolana i Maddie rozczarowuje o tyle, że ich rola w historii jednak nie jest w zasadzie zbyt istotna. Greatest Day okazał się podpuchą. Nie ma w nim najwyraźniej drugiego dna, czegoś naprawdę zaskakującego. Takie rozwiązanie było jak najbardziej możliwe, ale mimo wszystko sposób poprowadzenia tego wątku wskazuje kierunek, w którym Colony coraz częściej podąża, a więc upraszczania fabuły. Wygląda na to, że cała historia jest jednak dużo mniej skomplikowana, zaś jej potencjalna złożoność to głównie spryt i inteligencja scenarzystów. Takie rozwiązanie może powodować lekki niedosyt, ale z pewnością Colony należy do tych seriali, który po prostu zaciekawia, jednakże często nie daje satysfakcji. Zwyczajnie taka jego specyfika. Mocną stroną serialu, jeśli nie najmocniejszą, jest (a może już była?) mniejsza lub większa nieprzewidywalności prowadzenia historii. W tym odcinku tego nie ma. Nawet fakt, że jeden z najeźdźców stanął po stronie ludzi należał do nieco przewidywalnych i z pewnością aż tak nie zaskoczył. Taki motyw pasował jak ulał do fabuły i już od wielu odcinków można było się go spodziewać. Jeśli historia nadal będzie podążać w stronę mniej lub bardziej, ale jednak oczywistych rozwiązań, to prawdopodobnie w finale sezonu bohaterowie wydostaną się z Los Angeles i spotkają się z tajemniczym najeźdźcą, który równie dobrze może się okazać np. człowiekiem z przyszłości. Jedyny szkopuł w tym, że nadal zupełnie nie wiadomo, jak wydostać się kolonii, a jest o tym mowa już od kilku odcinków. Dlatego też niestety można się spodziewać kolejnych uproszczeń scenariusza w finale. Pomimo braku odpowiedniej istotności, za to z sztampą i wrażeniem nadmiernego pośpiechu w rozwiązaniu niektórych wątków, odcinek ogląda się dobrze. Jest to mimo wszystko poprawne wprowadzenie do finału sezonu, który powinien nareszcie pokazać pełny potencjał serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj