Pierwszy tom Miecza barbarzyńcy zawierał jedną, dłuższą historię Kult Kogi Thuna, która prawdę mówiąc nie porywała, oferując rodzaj poprawnej rozrywki, w której wydarzenia toczyły się w zbyt szybkim tempie. Nie można było zarzucić jej grzęźnięcia w fabularnych stereotypach, ponieważ te są przecież wodą na młyn w historiach o Conanie i często tego właśnie oczekują od nich czytelnicy. Rzecz w tym, że komiksowa materia daje twórcom całkiem szerokie pole do popisu, ponieważ bawiąc się tym, co dobrze znamy, dzięki możliwościom komiksowej narracji można to robić na różne sposoby, a nie według jakiegoś z góry wytyczonego wzoru. Tak postępuje z historią Conana Jason Aaron i chwała mu za to, czasem jednak czytelnicy oczekują zwykłej, klasycznej w formie przygody lub najlepiej kilku przygód Cymeryjczyka w jednej, skondensowanej komiksowej dawce i taką otrzymują w przypadku drugiego tomu Miecza Barbarzyńcy. Podtytuł Conan hazardzista nie jest tu gołosłowny, choć przecież bohater ten przez całe życie uprawia hazard ze śmiercią. Nie, tym razem w najdłuższej historii z całego zbioru, od której wzięto podtytuł niniejszego tomu, Conan rzeczywiście będzie musiał wziąć udział w grze karcianej w dość szemranym miejscu pod niepokojąca nazwą Leże Demona. Ta złożona z trzech zeszytów opowieść jest bardzo klimatyczna, fabuła rozgrywa się niemal cały czas w jednej lokacji, a każdy kto kiedyś sam próbował hazardu doceni i klimat i rozgrywane na oczach czytelników partie. Świetna jest sama końcówka tej historii, która w zaskakujący sposób podnosi jej rangę przynosząc zarazem satysfakcjonującą puentę.
Źródło: Egmont
Wcześniej mamy jednozeszytówkę, w której Conan wyprowadzony w pole przez rzekomo przygodnego kompana napotkanego w gospodzie ląduje koniec końców na arenie, gdzie mieczem musi wyrąbać sobie drogę do wolności. Jest krótko i intensywnie, z odrobiną nienachalnego humoru, co tylko zaostrza apetyt na kolejną opowieść z drugiego tomu Miecza Barbarzyńcy, który zostaje zaspokojony dzięki historii z karcianą rozgrywką w Leżu Demona. Rysownicy nie silą się tutaj na graficzne eksperymenty, prezentując nam przygody Cymeryjczyka w klasycznej oprawie na czele z realistyczną, kiedy trzeba odpowiednio dynamiczną kreską. Ten klasyczny klimat wspomaga stylizowane tłumaczenie Bartosza Czartoryskiego, które udanie przywołuje ducha prozy Roberta E. Howarda.
Najmniej emocji dostarcza raczej przewidywalna fabularnie dwuzeszytówka Mroczna Jaskinia, Mroczny kryształ, która pod tym nieco przesadnym tytułem kryje jedną z tych przygód, którą zapomina się po szybkiej lekturze. Na początku mamy w niej ponownie hazardowy akcent, a potem już ruszamy na dosyć pretekstową wyprawę z Conanem w roli ochroniarza pewnej zamożnej i pięknej Serry. Po drodze podróżników czekają komplikacje z góralami Afghulczykami w roli głównej, a następnie z Zubairem, drugim ochroniarzem Serry, które znajdują finał w tytułowej mrocznej jaskini. To solidna opowieść, bez graficznych fajerwerków, choć twórcy usilnie się starają, aby te fabularne były odpowiednio wybuchowe. Dla Conana to jednak dzień jak co dzień, takie samo wrażenie ma czytelnik i w efekcie na tle naprawdę bardzo dobrych poprzednich dwóch historii, trzecia wypada jedynie poprawnie. Jednak oceniając finalnie cały tom, trzeba przyznać, że wypadł lepiej niż Kult Kogi Thuna, co dobrze rokuje na przyszłość dla tej, wydawałoby się, drugorzędnej w ofercie Marvela serii. Jest dobrze i tym bardziej po następny tom cyklu Conan. Miecz Barbarzyńcy sięgniemy już z większymi oczekiwaniami niż mieliśmy po lekturze jego pierwszej odsłony.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj