Fajny pomysł to klucz do sukcesu, ale aby w pełni ten sukces osiągnąć, konieczne jest też odpowiednie wykonanie. To pierwsze udało się w Control osiągnąć, drugie - nie do końca.
Z grami Remedy mam problem. Po
Alanie Wake’u kolejne tytuły fińskiego studnia mi nie podeszły. Siłowałem się z
Quantum Break i pomimo szczerych chęci, poległem, nie kończąc tej przygody. Stąd też
Control nie wzbudzało we mnie żadnych uczuć. Nie liczyłem na to, że gra będzie wyjątkowa, ale też nie uważałem, że będzie to produkcja niszowa. Owszem, zwiastuny intrygowały, pobudzały ciekawość i zainteresowanie, ale nie była to gra, w którą koniecznie chcę zagrać. Nie była to nawet produkcja, która miałem przejść kiedyś, gdzieś tam przy nadarzającej się okazji. Była to kolejna gra mi obojętna mniej lub bardziej. Z tą obojętnością przystąpiłem do
Control i szybko zmieniłem o niej zdanie.
Tajemnica i ciekawość
Gra zaczyna się tajemniczo i ten klimat utrzymany jest bardzo długo. Ni stąd, ni zowąd nasza bohaterka zjawia się w federalnym budynku i z miejsca dostaje stołek dyrektora. Jak? Dlaczego? Same tajemnice, które z biegiem czasu narastają. W ośrodku, rozmiarów bardzo dużych, próżno szukać wielu osób. Jest tajemniczy woźny i skupiska personelu, który gnieździ się w konkretnych departamentach, starając się odpędzić zło. Jest też Syk, owe zło, którego istotę przyjdzie nam bliżej zdiagnozować. Skąd on się wziął w budynku? Dlaczego ma takie, a nie inne zamiary? I wreszcie, jak sobie z nim poradzić, by był nieszkodliwy? Kolejne pytania, na które nie ma jednej odpowiedzi. Całość jest tak doskonale skomplikowana, jak skomplikowane są konstrukcje federalnego budynku, który przemierzamy w grze.
Wszystko to zmierza do tego, że poprzez swą tajemniczość gra wzbudza w nas ciekawość. To natomiast przekłada się na dalej idącą rozgrywkę i poznawanie wszelkich okoliczności, które sprawiły, że w Federalnym Biurze Kontroli jest tak, jak jest.
Niestety ciekawość w głównej mierze możemy zaspokoić tylko za sprawą niezliczonej ilości znajdźek w postaci dokumentów, taśm i nagrań. Przedmiotów do poszukania jest mnóstwo i sporo cennych informacji mają nam one do przekazania. Jednak nie każdy lubi taki rodzaj poznawania tego, co się tu wydarzyło i nie każdy ma tyle czasu, aby zwiedzać każdy z kątów każdego z pomieszczeń. Fabuła nie kwapi się zbytnio, aby przybliżyć nam założenia scenarzystów.
Sama gra także nie ułatwia nam zadania, bo formy samouczków są tu bardzo ograniczone. Mamy mapę i wskazanie, gdzie powinniśmy się udać dalej, aby popchnąć fabułę do przodu. Często jest to bardziej skomplikowane, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać i zdarza się, że utkniemy w martwym punkcie.
Bajeczna fizyka
To, co wyróżnia Control od innych produkcji z perspektywą trzeciej osoby, to bajeczna fizyka i odwzorowanie praw rządzących światem natury. Nasza bohaterka posiada kilka umiejętności paranormalnych, które z czasem rozwijamy i pozwalamy im ewoluować. To odbywa się poprzez wydawanie nazwijmy to „punktów doświadczenia” zdobytych za wykonanie zadania głównego czy pobocznego.
Dzięki tym specjalnym zdolnością Jesse nie jest jak inni pracownicy Biura, potrafi władać mocami, których mogą zazdrościć jej bohaterowie ze świata Marvela. Ciskanie i przechwytywanie przedmiotów w locie czy lewitacja i szybki unik to tylko niektóre z nich. Form wykorzystania ich jest wiele i mają one zastosowanie zarówno w defensywie, jak i ofensywie.
Implementacja takiego systemu nie wpłynęła na fizykę gry. Ta zachowuje się pierwszorzędnie. Czuć tam naturalność, a nie sztuczność. Wszystko jest na swoim właściwym miejscu i wygląda zjawiskowo. Ot kolejny element gry, który faktycznie się udał.
Nie udało się jednak...
Jednak nie udało się to, co może sprawić, że gracze odłożą grę w kąt i kto wie, czy jeszcze po nią sięgną. Od premiery minęło już trochę czasu, a zmian w tym aspekcie nie widać. Chodzi o optymalizację gry. Ta w wydaniu na konsole PS4 (na tej platformie recenzujemy grę) jest straszna. Tytuł dławi się w większości przypadków, gdy na ekranie jest wartka akcja, spora ilość przeciwników, wybuchów i eksplozji. Spadki płynności nie są minimalne, są kolosalne! Gra potrafi klatkować, a nawet złapać sporego freeza. Co więcej problem ten widoczny jest również po przerywnikach animowanych oraz po wyjściu z menu pauzy.
Problem ten dotyka głównie posiadaczy podstawowego modelu konsoli PlayStation 4, na wersji Pro i Xbox One oraz PC nie są to kłopoty tak bardzo mocno uciążliwe.
Do spadków płynności gry da się przyzwyczaić, z czasem, wciągając się w opowieść, nawet zapomnieć o tym, że one istnieją, lecz napisać o nich trzeba.
Kolejnym mankamentem gry są stosunkowo kiepskie walki. Świetnie zaprojektowana konstrukcja świata, liczne tajemnice czy nadprzyrodzone moce stoją o dwie klasy wyżej od niezbyt emocjonujących potyczek. Same w sobie nie są one szczególnie złe, bo pozwalają na wiele rozwiązań taktycznych z użyciem paranormalnych zdolności bohaterki, ale są one zwyczajnie nudne i bardzo do siebie podobne. Nawet potyczki z bossami, których tutaj nie brakuje, bo oprócz wątku fabularnego, często spotkamy ich w misjach pobocznych, są skonstruowane na jedno kopyto.
Control wygląda dobrze, ma ciekawą koncepcję i wciąga jak czarna dziura. Gra ma jednak liczne problemy i nużący system walki, żeby była pełnoprawną produkcją z tzw. „wyżej półki”. To świetna gra Remedy, najlepsza od lat, ale jednak ma swoje wady. Wady, które mogą zdeklasować ją w oczach wielu graczy, szczególnie tych, którzy pieczołowicie czekali na ten tytuł i wiązali z nim wiele nadziei. Pozostali, mimo tych kłopotów, będą z niej bardzo zadowoleni.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h