Nie przeczę, że opowieść o królewnach z rodu Jagiellonów została napisana z rozmachem i z bardzo oryginalnego punktu widzenia - karliczki Dosi, która przedziwnym zbiegiem okoliczności trafia na dwór Zygmunta Starego i zostaje ulubioną zabawką córek i pasierbic królowej Bony. Jednak autorka często zbacza w liczne dygresje, które przerywają tok fabuły, zbijając czytelnika z pantałyku. Córki Wawelu bardziej przypominają swobodną, erudycyjną narrację Pawła Jasienicy, aniżeli typową, beletrystyczną powieść historyczną. Opowieści o rzemiośle, tkaninach, zwierzętach czy baśniach, jednym słowem, wszelkie nawiązania do szerszego kontekstu historycznego, obyczajowego i kulturalnego świata Jagiellonów są ciekawe i erudycyjne, ale jednak ciut zaburzają rytm czytania. Być może pod postacią Córek Wawelu doczekaliśmy się spełnienie marzeń Teodora Parnickiego o powieści synkretycznej, choć nie jestem pewna, czy tak naprawdę mamy do czynienia z powieścią. Raczej z esejem, czy reportażem historycznym, miejscami ubarwionym fabularyzacją, w którym „przypisy”, mimo że interesujące, zajmują trzy czwarte tekstu. Z tego i kilku innych powodów (język, styl pisania, obszerność materiału) trudno przywiązać się do teoretycznie głównej bohaterki - karliczki Dosi, postaci jak najbardziej istniejącej, choć zachowało się o niej niewiele wzmianek, dzięki której mieliśmy poznawać dzieje młodych Jagiellonek. Dosia opowiada historię swoją i królewien już jako starsza kobieta (cofając się we wspomnieniach i chaotycznie przeskakując z jednego na drugie), wspominając codzienność dworskiego życia, lecz nie zapominając o codzienności kupców i czeladników, mieszczan, nierządnic, uczonych, duchownych i żebraków - całego przekroju ówczesnego społeczeństwa, dzięki czemu w istocie poznajemy prawdziwą panoramę obyczajową tamtych czasów, za co należą się autorce ogromne wyrazy uznania.
Źródło: Wyd. Literackie
Z królewien pojawiających się na kartach Córek Wawelu - Jadwigi, Izabeli, Zofii, Anny i Katarzyny, na pierwszy plan wysuwa się Katarzyna, przyszła matka Zygmunta II Wazy, której Dosia towarzyszyła w dalekiej Szwecji, i podczas uwięzienia przez ówczesnego króla Eryka, jak i po dojściu jej męża, Jana do władzy. O pozostałych siostrach dowiadujemy się mniej, chociaż z każdym zamęściem i wyjazdem w nieznane, otrzymamy wgląd w kraje, do których trafiły, poznajemy ich koneksje rodzinne i sytuację polityczną. Z małym wyjątkiem – Anna i jej mąż, Stefan Batory, zostali potraktowany ciut po macoszemu, choć jednocześnie znalazło się miejsce na wspomnienia o włoskich rodach (m.in. Sforzów), czy szerokich koligacjach Habsburgów. Niemniej prawdą jest, że przy pisaniu powieści o czasach Jagiellonów, choćby skupionej jedynie na losach córek Zygmunta Starego, nie można napisać o wszystkim, chyba że planowałoby się wydanie kilku tomów osobnej Encyclopedii Iagielonici. Mała uwaga co do stylu, w jakim zostały napisane Córki WaweluAnna Brzezińska posłużyła się językiem eseju, ciut pozbawionym emocji, co nie ułatwia „zżycia się” z bohaterami. Pod tym względem najciekawszy wydaje się początek powieści traktujący o nieszczęsnych losach matki Dosi – Reginy. Gdyby ten sposób narracji przeważył, otrzymalibyśmy naprawdę ciekawą beletrystykę, a nie mariaż (bardziej mezalians) beletrystyki z wykładem historycznym. A tak Córki Wawelu wydają się lekkim przerostem erudycji nad fabułą. Trochę szkoda.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj