W "Don’t Fade on Me" oraz "Have Love Will Travel" skrzętnie użyto rozwiązania znanego z wcześniejszych finałów. Wykorzystanie muzyki z "Psychozy" przy (spoiler alert!)... stłuczeniu Dużego Lou, było świetnym pomysłem, urozmaicającym kolejny pogrzeb "kieliszka" do wina. "To jest dziwne tylko za pierwszym razem. To już mój czwarty tego typu pogrzeb", dopowiada Greyson. Wykorzystanie hitchocowskiego motywu świetnie korespondowało też z wydarzeniami kolejnego odcinka, rozgrywającymi się na ulicach Los Angeles.

Wspólny wyjazd na wakacje, czyli drugie zagranie znane z wcześniejszych finałów, urozmaicił fakt przyjazdu Toma oraz ojca Jules, który dowiedział się niedawno o swojej postępującej chorobie. Ekipa z Cul-de-Sac chciała więc pomóc mężczyźnie i spełnić jedno z jego największych marzeń – zwiedzić Hollywood i przetańczyć całą noc z Tippi Hedren, aktorką, która zasłynęła swoją rolą w "Ptakach" Alfreda Hitchcocka. Przyjaciele musieli jednak nieźle się napracować, by nietypowe marzenie mogło się spełnić.

[image-browser playlist="592238" suggest=""]©2013 TBS

Twórcy postanowili także do ostatniej kropli wycisnąć schemat "zejdą się – nie zejdą", który od dłuższego czasu wykorzystywali prowadząc wątek Travisa i Laurie. W finałowych odcinkach scenarzyści zrobili wszystko, by uniemożliwić dwójce pierwszy pocałunek, raz za razem przeszkadzając im różnorodnymi humorystycznymi sytuacjami. Sceny na deptaku w Los Angeles to już feeria najprostszych rozwiązań, które jednak w skomasowanej ilości potrafiły rozbawić. Ważnym jest też fakt, że dynamika grupy i ich wzajemne przekomarzania się ze sobą nie uległy żadnej zmianie, mimo zmiany statusu, jakim określa się para przyjaciół. To każe mieć nadzieję, że sytuacja nie ulegnie też zmianie w przyszłości - teraz, gdy młodzi wreszcie weszli w oficjalny związek.

Najzabawniejsze momenty finału należały do Greysona. Próbki jego umiejętności aktorskich oraz taśma wideo przygotowywana dla wytwórni filmowych pełne były przerysowanego humoru, który sprawił, że nie sposób było się nie zaśmiać. Mąż Jules próbujący grać włoskiego emigranta z Brooklynu, wypowiadający ponadto kilka z najsłynniejszych kwestii filmowych, był tak zabawny w swoim przerysowaniu i nieporadności, że prawdziwie poprawił humor widza.

Po raz kolejny uwagę zwróciła też sentymentalna muzyka, która przygrywała podczas bardziej "podniosłych" scen. "Old Friend" grupy Sea Wolf oraz wykonanie "na żywo" utworu "Lovely Tonight" przez samego Joshuę Radina, muzyka odpowiedzialnego za powstanie tego kawałka, podbiły miły nastrój panujący w serialu. Niezwykle sympatyczne było też podziękowanie twórców, którzy zwrócili się bezpośrednio do widzów za pomocą karty tytułowej: "Pamiętacie, jak chcieliśmy zmienić tytuł? Ach, to były czasy. Dziękujemy, że zostaliście z nami".

[image-browser playlist="592239" suggest=""]
©2013 TBS

Miłą atmosferę zapewniła także ostatnia scena - kolejny finał rozgrywający się na plaży. Ostatni nie mógł się jednak równać ze wzruszającą i pokrzepiającą końcówką poprzedniego sezonu, gdy Jules i Greyson pobrali się na piasku. Finał czwartej serii pokazuje po prostu sielankową rodzinną sytuację, która leży u podstaw sukcesu produkcji ABC (teraz TBS). Bohaterowie i ich wzajemne relacje są na tyle sympatyczne, że chce się z nimi spędzać jak najwięcej czasu. Przeprowadzka do nowej stacji telewizyjnej wyostrzyła wprawdzie i mocniej zestereotypizowała zachowania bohaterów (teraz Jules mówi zbyt wiele głupawych, prawdziwie niemądrych zdań, które każą zastanawiać się nad stanem jej inteligencji), jednak podstawowe cechy produkcji zostały na swoim miejscu. Cougar Town to wciąż ciepła opowieść o ludziach, którzy są w stanie zrobić dla siebie wszystko, nawet jeśli będą się przy tym dość znacznie przekomarzać.

Finał produkcji Billa Lawrence'a i Kevina Biegela potwierdził tylko fakt, że serial pozostaje przyjemną, luźną produkcją, która potrafi włożyć uśmiech na twarz widza. Mimo kilku wpadek, czwarty sezon był niezwykle udany, a kolejne odcinki oglądało się z chęcią i zainteresowaniem. Wszystko wskazuje na to, że piąta seria, której zamówienie zostało oficjalnie ogłoszone kilkanaście dni temu, będzie równie dobra. Wypijmy za to łyk czerwonego wina z kieliszka wielkości BigTippy! Wasze Zdrowie!

Ocena: 7/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj