Nie tak dawno temu świat stał na skraju III wojny światowej. Dwa najpotężniejsze mocarstwa, czyli USA i ZSRR, prowadziły wyścig zbrojeń, wyścig w podboju kosmosu i straszyły się nawzajem arsenałem nuklearnym. Klimat tamtych lat dla się poczuć w grze CounterSpy studia Dynamighty, które tym tytułem debiutuje na rynku. I trzeba przyznać, że jest to debiut udany.

Zobacz także: DC Comics uczci specjalnymi okładkami komiksów premierę gry "LEGO Batman 3"

CounterSpy przenosi nas w czasy zimnej wojny, w których gracz wciela się w postać bezimiennego Agenta tajnej organizacji C.O.U.N.T.E.R. Szpiegowska siatka, do której należy, nie jest w żaden sposób związana z żadnym z supermocarstw, dzięki czemu szpieg może działać zarówno na terenie kapitalistycznej Ameryki, jak i za żelazną kurtyną. Szereg misji, w których Agent uczestniczy, polega na tym samym, czyli infiltracji wrogiego ośrodka, eliminacji przeciwników (bądź też nie – w zależności od gracza) oraz zdobyciu dokumentacji, która po skompletowaniu ma zagwarantować bezpieczeństwo całemu światu oraz… Księżycowi (satelita ten odgrywa ważną rolę). CounterSpy oferuje znane z innych gier perki i usprawnienia rozgrywki, jednak znacząco różni się ich wykorzystanie. Przede wszystkim, żeby takiego perka mieć, najpierw trzeba go odszukać na planszy - konkretnie chodzi o dokumentację, która później jajogłowym z agencji C.O.U.N.T.E.R. pozwoli na jego opracowanie. Nierzadko okazuje się, że aby zdobyć upragnionego perka, trzeba zaliczyć kilka plansz. Podobnie sprawa ma się z arsenałem Agenta. Docelowo na jedną szpiegowską misję bohater, który stara się uratować świat i Księżyc, może zabrać 4 sztuki broni. Podstawowo jednak zaczyna tylko ze zwykłym pistoletem, który na dodatek nie jest wyposażony w tłumik, więc o gorącą atmosferę nie jest trudno.

[video-browser playlist="633438" suggest=""]

Dalszą część uzbrojenia szpiega trzeba odszukać na mapie. Podobnie jak w przypadku perków dokumentacja potrzebna do skonstruowania broni może być rozsiana po różnych poziomach. W ten sposób gra stara się zmusić gracza do eksploracji. Na szczęście lokacje nie są wielkich rozmiarów, chociaż naszpikowane zostały żołnierzami i kamerami. Po cichej eksterminacji wroga można cofnąć się do początku poziomu i zacząć eksplorację w poszukiwaniu skarbów. Jeszcze przed rozpoczęciem kolejnej misji wiemy, co znajduje się na danej mapie. Informuje nas o tym stosowna grafika, wskazująca także liczbę oficerów na poziomie.

Dzięki tym informacjom jest znacznie łatwiej, gdyż wiemy, czego możemy się spodziewać i co mamy znaleźć. Oficerowie, jak każdy inny napotkany w grze żołnierz, potrafią odpowiadać ogniem. Jednak nie warto pozbawiać ich życia. Można ich wykorzystać w inny, bardziej pożyteczny sposób. Każdy z leveli gry posiada poziom DEFCON, czyli stopień trudności. Im jest on niższy, tym trudniejsza rozgrywka, analogicznie zatem - im wyższy, tym gra się łatwiej, ale trzeba się liczyć z tym, że mniej się obłowimy. Oficerowie, których nie zabiliśmy, przydają się do obniżenia poziomu trudności konkretnego levelu (czyli de facto podwyższają poziom DEFCON).

Zobacz także: Czy wojna o tytuły na wyłączność ma szansę na powrót?

Sama rozgrywka w CounterSpy to typowy side-scroller 2,5D w prawą stronę, w którym nie brakuje elementów znanych ze zręcznościówek i platformówek. Tych drugich jest znacznie więcej, bo i jest co odkrywać.

Przez większość czasu rozgrywkę obserwujemy z widoku 2D, dopiero w chwili wejścia za osłoną Agenta perspektywa zmienia się na 2,5D i wówczas świat nie wydaje się taki płaski. Szczególnie jest to przydane podczas celowania z broni, co - nawiasem mówiąc - odbywa się prawym analogiem. Sama zmiana broni to proste operacje na krzyżaku (D-Pad kierunkowy).

[video-browser playlist="633440" suggest=""]

Gra nagradza tych, którzy się nie spieszą i stawiają na cichą eliminację przeciwników. Jeśli podczas misji poziom DEFCON spadnie poniżej 1, pojawia się licznik odmierzający czas do wystrzelenia pocisku z ładunkiem atomowym. Gracz ma minutę na to, aby pokonać pozostałe fragmenty poziomu (lub cały, jeśli coś pójdzie nie tak na jego początku) i zatrzymać czas na komputerze centralnym, co oznacza zakończenie misji. Jeśli licznik dobije do zera, następuje koniec gry i albo zaczynamy od początku, albo wybieramy kontynuację. Dla zbierających trofea ta druga opcja nie wchodzi w grę. Pośród osiągnięć znajduje się takie, które "wpadnie" dopiero po przejściu całego CounterSpy bez kontynuacji. W pierwszych misjach nie jest to trudne, ale im bliżej końca, tym schody robią się coraz bardziej strome.

Warto wspomnieć, że twórcy zaimplementowali system generujący poziomy. Każde uruchomienie gry oferuje losowe ułożenie plansz, przez co eksploracja nigdy się nie nudzi. Smaczku dodaje fakt, że w CounterSpy istnieje korespondencyjna rywalizacja. Gra losowo wybiera innego gracza i pokazuje nam wynik, jaki osiągnął on przy przechodzeniu tego samego poziomu, na którym akurat przebywamy. Z reguły są to wyniki do osiągnięcia, chociaż trzeba wiedzieć, jak grać (omijanie przeciwników nie jest wskazane). Po pokonaniu rywala dostajemy nagrodę w postaci dodatkowej waluty na zakupy w świecie gry. Jeszcze ciekawiej prezentuje się grabież. Polega ona na tym, że po otrzymaniu informacji, iż jakiś inny Agent (czyli żywy gracz) poległ na tym poziomie, możemy odnaleźć jego ciało i ograbić je z dokumentów, które udało mu się skraść podczas misji.

Zobacz także: TVP kończy prace nad "Czasem honoru" i zaczyna tworzyć nowy serial wojenny

CounterSpy nie przedstawia zimnej wojny na poważnie. Grze bliżej do prześmiewczego obrazu agenta tajnych służb, jaki reprezentuje sobą Austin Powers, niż do bondowskich klimatów. Trzeba jednak przyznać, że otwarcie wygląda jak film z Bondem w roli głównej. Oczywiście wszystko w subtelnej grafice stylizowanej na lata 60. minionego wieku. Obraz ma nawet zaokrąglone narożniki i jest nieco zniekształcony, co ma imitować odbiorniki telewizyjne z dawnych lat.

CounterSpy to świetna odskocznia od poważnych produkcji. Trochę zabawna, trochę poważna i w dodatku kosztuje niewiele. Warto odnotować, że gra wspiera cross-buy, czyli kupując ją raz na dowolną platformę Sony, można w nią grać na pozostałych konsolach z rodziny PlayStation. Podobnie jest z importowaniem zapisanego stanu gry. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby z PlayStation 4 przesiąść się na PlayStation Vita i konturować rozgrywkę z miejsca, w którym skończyło się grać na PS4.

PLUSY:
+ fantastyczna koncepcja gry,
+ przyjemna dla ucha ścieżka dźwiękowa,
+ generowanie lokacji, przez co każde uruchomienie gry oferuje zupełnie nowe poziomy do przejścia.

MINUSY:
- niewykorzystanie dodatkowych funkcji kontrolera DualShock 4,
- czas trwania gry (tryb fabularny można przejść w mniej niż 2 godziny).

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj