Pomimo że stolica Anglii jest gigantyczną metropolią, znalezienie mieszkania w Londynie jest wyjątkowo wymagającym przedsięwzięciem. Podaż mieszkań nie nadąża za stale rosnącą, wielokulturową populacją. Skoro każdy metr kwadratowy jest na wagę złota, deweloperzy adaptują nieużywane budynki, takie jak opuszczone fabryki czy szkoły, i wynajmują je ludziom poszukującym swoich czterech kątów. Chętnych nie brakuje – zwłaszcza że mieszkanie w alternatywnych warunkach, w sformalizowanej i bezpiecznej wersji klasycznego squatu, świetnie wpisuje się w potrzeby młodego pokolenia. Zresztą kto by nie chciał żyć w niekończącej się Zielonej Szkole, tyle że bez wychowawczyni, która z grymasem triumfu wylewa do ubikacji zawartość skitranej pod czyimś łóżkiem flaszki. W jednym z takich budynków, konkretnie w gmachu opuszczonego szpitala, mieszkają bohaterowie Crashing. Formuła serialu to samograj – opiera się na dynamice pomiędzy lokatorami szpitala. Wystarczyło wrzucić do tego garnka możliwie najbardziej niepasujące ze sobą składniki i porządnie nimi zamieszać. Niestety, konsumpcji Crashing pod żadnym pozorem nie mógłbym nazwać ucztą. Lubię smaki, które już znam, ale naprawdę liczyłem na coś nowego, jakąś postać, która wybijałaby się ze starego jak świat, ogranego sto razy toposu. Inna sprawa, że serial był za krótki, żebym mógł należycie poznać bohaterów. Na miejscu kucharza, czyli scenarzystki i odtwórczyni bohaterki z największą ilością czasu antenowego – Phoebe Waller-Bridge (Żelazna Dama, Man Up, Fleabag), każdy odcinek skupiłbym na jednej, konkretnej postaci (trochę na modłę seriali brytyjskiego kanału czwartego, takich jak Skins czy Banana). Wolałbym kilka kompetentnych etiud niż główny wątek, który zmierza donikąd i dwie poboczne historie, które byłyby dużo ciekawsze, gdyby dać im więcej miejsca. Chciałbym móc powiedzieć o poszczególnych bohaterach coś ciekawego, ale niewiele przychodzi mi do głowy. Mamy dwie dziewczyny prowadzące cichą wojnę o względy oficjalnie najnudniejszego faceta świata. Mamy homoseksualistę gotowego stanąć na rzęsach, żeby udowodnić sobie i reszcie świata, że wcale nie jest homoseksualistą. Wreszcie, mamy artystkę imieniem Melody i jej muzę – faceta koło pięćdziesiątki, który nieustannie opłakuje swój rozwód, utratę majątku i beznadzieję swojego życia. Żałosna spolegliwość na jego twarzy, gdy pozuje pogrążonej w twórczym szale młodej dziewczynie, była moim ulubionym punktem całego Crashing. Jasne, widziałem to wcześniej i to lepiej zrobione, choćby w wybitnym serialu Cucumber, ale aktorom udało się wycisnąć z tej relacji wszystko, co byli w stanie w tak krótkim czasie. Istnieje jeszcze jeden serial pod tym samym tytułem. Crashing stworzony przez Apatow Productions jest jedną z najciekawszych premier komediowych tego sezonu,. Jego netflixowy imiennik to średniak, do obejrzenia i zapomnienia. Przykro mi, że ciekawy motyw, jakże bogaty w społeczny kontekst, wykorzystano do odegrania kilku starych gagów (dziewczyna, która próbuje się wysikać w niewygodnym kombinezonie? Czy to im się kiedykolwiek znudzi?). Jeżeli tęsknicie za Fresh Meat albo szukacie lekkiego, brytyjskiego sitcomu, lepiej szukajcie dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj