Alan McGee to muzyczny alchemik – wszystko, czego dotknął w swoim zawodowym życiu, stawało się złotem. Ten producent-Midas odpowiada za to, że świat usłyszał o takich zespołach jak Primal Scream, Oasis, My Bloody Valentine czy The Jesus and Mary Chain. Film Creation Stories w reżyserii Nicka Morana przybliża widzom zawodowe i prywatne losy kontrowersyjnego producenta oraz historię założonej przez niego, kultowej już wytwórni Creation Records. A co najważniejsze, twórcom produkcji udało się sprawić, by w filmie ta fascynująca postać rzeczywiście wypadła intrygująco. Alan McGee jest bez dwóch zdań osobą nietuzinkową. To outsider i megaloman, od najmłodszych lat przekonany o tym, że kiedyś zostanie milionerem i wypromuje zespół „większy niż U2”, w życiu zaś kierujący się mottem, iż skromność nigdzie go nie doprowadzi. Miał rację – to przebojowość i zaradność wniosła go na szczyt. Film ukazuje jego drogę „od zera do bohatera”, a dokładnie historię nieakceptowanego przez ojca chłopaka, który wyrwał się z robotniczej rodziny z Glasgow i osiągnął sukces. Choć uważał, że nie miał talentu (z tym akurat można polemizować), wybrał realizację marzeń i pasję do muzyki zamiast „poważnego życia”. Film ukazuje, jak brawurowo radził sobie z ograniczeniami finansowymi, jak działał w początkach Creation Records, oddawał się szalonym latom i narkotycznym odlotom, a później zaangażował się w politykę. Film miesza prawdziwe wydarzenia z kilkoma całkowicie wymyślonymi przez scenarzystów.   Creation Stories prezentuje różne okresy z życia założyciela Creation Records – adolescencji, młodości i czasów późniejszych. I tak nastoletniego Alana ciekawie portretuje Leo Flanagan, dorosłego zaś znany z Trainspotting Ewen Bremner, któremu udało się stworzyć świetną kreację. Taką, dla której swą ogromną aprobatę wyraził sam Alan McGee. Jako ciekawostkę trzeba wspomnieć, iż do roli rozważany był Ewan McGregor. McGee stwierdził jednak, że aktor jest zbyt urodziwy, by go portretować. Scenariusz do filmu powstał na podstawie autobiografii Alana McGee, a napisany został przez Deanza Cavanaghza oraz Irvine’a Welsha, autora powieści Trainspotting. To, że Creation Stories utrzymane jest w stylu przypominającym film Danny’ego Boyle’a, nie dziwi tym bardziej, że producentem wykonawczym filmu jest nie kto inny jak… Danny Boyle właśnie. Jak widzimy, powiązania z produkcją z 1996 roku są naprawdę spore. W finale filmu Nicka Morana znajdziemy nawet bardzo wyraźne nawiązanie do Trainspotting. Niestety w pewnych aspektach Creation Stories niekoniecznie dorównuje produkcji z Ewanem McGregorem. Pomimo tego, że życie Alana McGee jest nie mniej ciekawe niż codzienność szkockich narkomanów, to sam sposób podania jest dla odbiorcy nieco mniej przystępny. Chociaż bowiem Creation Stories jest lekką, zabawną produkcją, to nie płynie się przez ten film tak łatwo jak przez Trainspotting. W przypadku filmu Morana czuć, że trwa on prawie dwie godziny i obawiam się, że dla osób, które nie są zainteresowane brytyjską muzyką, ten film może być trudny do strawienia. Tempo opowiadania jest naprawdę szybkie, chciałoby się rzec, że jak na amfetaminie. I choć McGee gustował raczej w psychodelikach, to nie da się ukryć, że taki sposób filmowania świetnie oddaje szaleńczą prędkość jego życia. Hałaśliwa, niespokojna forma pasuje do niego bardzo dobrze, choć zapewne ten surowy klimat nie wszystkim przypadnie do gustu. Dodatkowo na plus oceniam też stylizację na lata, w których rozgrywały się prezentowane wydarzenia – taki zabieg nadaje produkcji rys autentyzmu i przenosi nas do ówczesnego Londynu.
fot. materiały prasowe
+1 więcej
Nie da się jednak ukryć, że w Creation Stries mimo wszystko trochę brakuje elementów, które jeszcze wyraziściej wyróżniałyby ten film na tle podobnych produkcji. Które uczyniłyby go filmem biograficznym, jakiego jeszcze nie było. Życie producentów muzycznych, wielkich gwiazd muzyki, rockmanów – ono w większości przypadków wygląda jednak podobnie – muzyka, używki, skandale, odwyki i znowu muzyka. Oczywiście nie powstał chyba jeszcze film przypominający jednocześnie Trainspotting i Las Vegas Parano, ale zastanawiam, czy nie byłoby ciekawiej, gdyby więcej miejsca poświęcić okultystycznym i magicznym zainteresowaniem Alana McGee. W filmie mamy pewne związane z Aleisterem Crowleyem wstawki, mistyk odwiedza bohatera nawet w narkotycznych wizjach, ale mimo wszystko kwestia ta pozostawia pewien niedosyt. Brakuje też nieco większego skupiania na relacjach Alana McGee z członkami zespołów, które odkrył. Sprawnie za to ukazano wątek rodzinny bohatera i doczekał się on satysfakcjonującego zamknięcia. Film Nicka Morana jest ciekawy pod względem wywoływanych wrażeń. Czuć w nim anarchię, czuć bunt – i to się udziela, choćby i na sam czas trwania filmu. A choć sama produkcja utrzymana została w lekkim tonie i daje sporo okazji do śmiechu, to niepozbawiona jest też momentów naprawdę wzruszających – i nie są to tanie, tandetne wzruszenia. Bo życie Alana McGee takie nie jest. To życie wypełnione pasją – i o niej także jest ta produkcja. Ale to też film o tym, jak ogromne znaczenie w życiu (a na pewno w życiu Alana McGee) mają przypadki. Przecież gdyby nie to, że spóźnił się on na pociąg, nie poszedłby z siostrą do klubu w Glasgow i nie odkryłby Oasis. Pytanie tylko, czy przypadek rzeczywiście jest tylko przypadkiem, czy też przeznaczeniem. A może… magią? Creation Stories to tytuł obowiązkowy dla miłośników brytyjskiego rocka i psychodelicznych klimatów, a i fani Trainspotting z ciekawości powinni sięgnąć po tę produkcję. Najważniejsze jednak jest to, że choć film miesza fakty z fikcją, to nie pozbawiony jest tego, co powinny zawierać filmach biograficzne – esencję, prawdę o danym człowieku. To w Creation Stories udało się uchwycić i przekazać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj