Cudotwórcy zabierają nas tym razem do Stanów Zjednoczonych w 1840, co oznacza Dziki Zachód, bandytów i łowców głów, a także rozwój kapitalizmu i kryzys wiary. Szlak oregoński to trzecia już opowieść w uniwersum stworzonym przez Simona Richa, a to oznacza zupełnie nowe wcielenie dla tej samej obsady aktorów. I tak - Steve Buscemi odegrał teraz rolę złodziejaszka i mordercy, Daniel Radcliffe nawracał jako pastor, zaś Geraldine Viswanathan wcielił się w rolę kobiety pragnącej niezależności. Inny świat, zupełnie nowa opowieść, ale nie brakuje wielu elementów wspólnych dla poprzednich odsłon, a nawet drobnych smaczków stanowiących coś na wzór easter egga (zabawny jest szczególnie moment, gdy postać Buscemiego udaje Boga). To niestety powoduje także liczne wady, jeśli chodzi o zbyt zbliżone charaktery nowych wcieleń aktorów. Niekiedy jest to winą scenariusza, niekiedy manierą grania, bo tak naprawdę tylko Buscemi i Radcliffe proponują coś innego, ale akurat tutaj scenariusz dał taką możliwość. Mamy do czynienia z serialem komediowym, traktującym z ironią nie tylko minioną epokę i rozwijające się Stany Zjednoczone, ale też wydarzenia współczesne wrzucone do tej historii (przykładowo nabijanie się z Trumpa w odcinku z wyborami na gubernatora). Dużo więc zależy od tego, jak bardzo publika kupi taką konwencję. Scenariusz Richa naprzemiennie bawi, męczy, zachwyca, by zaraz potem zaproponować odcinek bez wyrazu, nudny i męczący. Chociaż typ humoru jest spójny z poprzednimi odsłonami, także tutaj niestety nie zabrakło trochę kloacznego żartu, a spory dysonans zrobiła scena z jedzeniem ludzkich zwłok. Dziki Zachód bywa dziki, ale ten wykreowany w produkcji to barwny świat przywołujący na myśl klasyczne westerny, więc nie wszystkie elementy dobrze się wpasowały. Na każdym kroku twórcy dają nam odczuć, że mamy do czynienia nie tylko z serialem komediowym, ale też parodystycznym, nabijającym się z konwencji i luźno traktującym serialową strukturę. Przypomina o tym chociażby czołówka wystylizowana na starą operę mydlaną rozgrywającą się na Dzikim Zachodzie. I jest to bardzo sprytne podejście, bo dzięki temu zaniżamy swoje oczekiwania i dajemy się pochłonąć krótkim odcinkom, konsumując przy okazji obiad lub wykonując inne czynności ze sprzątaniem domu na czele. To nie oznacza jednak, że satyra Richa jest beznamiętna, bo zdarzają się odcinki celnie punktujące ważne tematy społeczne. Nie zawsze jest to wysokich lotów, ale nie można zrównać tego serialu z pierwszym lepszym sitcomem, bo chociaż poziom jest nierówny, to jednak widać kreatywność twórczą.  Pomysłowość połączona ze świetną grą aktorów daje serial lekki, przywołujący na myśl klasyczne westerny. Kapitalne gagi potrafią być przeplatane żartami o pierdzeniu - trzeba mieć to na uwadze, sięgając po Cudotwórców w 3. sezonie. Doceniam konsekwencję i spójny charakter całości, chociaż mamy do czynienia z odsłonami traktującymi pozornie o zupełnie innych tematach i realiach. A nie ma za wiele propozycji z kowbojami, rewolwerami i okazyjnymi bójkami w saloonie. Jeśli więc ktoś jest tego spragniony, sięga po Cudotwórców na własną odpowiedzialność.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj