Cudowne lata odtwarzają podstawowy koncept z oryginału dość rozsądnie. Poznajemy historię rodziny żyjącej w latach 60. Z tą różnicą, że tym razem są to Afroamerykanie osadzeni w rejonie Stanów Zjednoczonych, co pozwala poruszyć kwestię problemów na tle rasowym.  Twórcy nie wchodzą na moralizatorskie tony, by wykorzystać serial jedynie jako element dyskusji społecznej o współczesnych problemach codziennego życia. Starają się uchwycić tę uniwersalność i ponadczasowość, która jest dobrze znana z oryginału. To miks różnych czynników z elementem nostalgii za innymi czasami. Świat, w którym żyją bohaterowie - bez technologii i problemów współczesności - wydaje się prostszy, bardziej atrakcyjny. To też sprawia, że łatwo dać się wciągnąć w opowieść, w której kolor skóry nie ma takiego znaczenia. Takim sposobem w pierwszych dwóch odcinkach dostajemy historię o życiu dziecka i problemach, z którymi się boryka. A są one takie, jak każdego innego dziecka na świecie: zgrzyty w przyjaźni, brak odwagi, by powiedzieć dziewczynie, że się ją bardziej lubi, i inne zwyczajne, codzienne rzeczy, w którym - co jest jednak ważne dla uniwersalności - kolor skóry nie ma znaczenia. Twórcy nie wykorzystują rasy jako jakiegoś fabularnego wytrychu, by zrobić z tego serialu coś,  czym być nie powinien, i coś, co odcięłoby go kompletnie od tego, czym był oryginał. Wydaje się, że zrozumieli esencję Cudownych lat. Oczywiście, kwestie rasowe są tutaj podkreślone. Bohaterowie mierzą się z zabójstwem Martina Luthera Kinga Jr., co było historycznym i znaczącym wydarzeniem dla każdego Amerykanina, ale mocniejszym i bardziej emocjonalnym dla osób  czarnoskórych. W produkcji zobaczymy przekrój różnych reakcji, które ukazują pełne spektrum ludzkich emocji. To, co jednak przykuwa uwagę, to reakcja głównego bohatera, który wykorzystuje to cynicznie do wykaraskania się z problemów w szkole.  Ważniejsze dla niego były problemy z przyjacielem i potencjalną miłością. To właśnie też pokazuje wspomniane przeze mnie bardziej uniwersalne, autentycznie i zwyczajnie ludzkie podejście do tematu, czego efektem nie jest moralizatorski bełkot, a raczej całkiem przyjemna historia o rodzinie, w której codzienność można uwierzyć. I można to też poczuć na poziomie emocjonalnym. Jednocześnie mam wrażenie, że Cudowne lata poruszają się w dość bezpiecznych rejonach. Kwestia rasizmu i codzienności życia bohaterów pod tym kątem są zaledwie zarysowane. Z jednej strony to zaleta, bo to wpływa na uniwersalność serialu na poziomie poprzednika, drugiej jednak ta historia ma potencjał na stanie się czymś więcej. I jeśli ten temat zostanie dobrze wykorzystany, może wywołać wielkie emocje. Można wyciągnąć z tego więcej i niewykluczone, że kolejne odcinki coś z tym zrobią. Cudowne lata to zaskakujący, przyjemny serial, który w misterny sposób potrafi uchwycić to, co czyniło oryginał równie dobrą rozrywką. Jednakże tego typu seriali jest multum. Nowa propozycja amerykańskiej telewizji nie ma tego oryginalnego czynnika, dodającego mu świeżości. Nie jest to może jakaś wada, ale coś, co pokazuje, że niektóre kultowe produkcje to produkty swoich czasów, a odtwarzanie tego, co działało wówczas, nie daje szansy powtórzenia sukcesu na takim samym poziomie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj