Tym razem w Czarnym lustrze odbija się postać Christophera, kierowcy, który z pozoru wydaje się zwykłym, szarym obywatelem Wielkiej Brytanii. Codziennie czeka na kurs dokładnie w tym samym miejscu, chodzi na spotkania grupy wsparcia, jednak nie zabiera na nich głosu i po prostu najzwyczajniej w świecie prowadzi spokojną egzystencję. Wszystko się zmienia, gdy Chris porywa pracownika, a właściwie stażystę w Smithereens, ogromnej firmie z dziedziny mediów społecznościowych. Kierowca chce za wszelką cenę rozmawiać z właścicielem koncernu, geniuszem, Billym Bauerem. Ten odcinek jest tak naprawdę wielkim show jednego aktora, a nazywa się on Andrew Scott. Brytyjczyk nie ma sobie równych w epizodzie i może przez cały odcinek zaprezentować całą paletę swoich umiejętności aktorskich, a ma ich wielki zakres. Scott doskonale przez cały odcinek przechodzi ze stanu marazmu, społecznej apatii przez psychopatię i szaleństwo w oczach, aż po ogromny smutek i ból emanujący z każdego gestu aktora. Szczególnie ostatni akt odcinka to prawdziwy popis dramaturgii w wykonaniu Scotta, gdy postanawia wylać z siebie całe cierpienie na ekranie. Brytyjczyk nie ma sobie równych, mimo tego, że jego koledzy i koleżanki z planu starają się dotrzymać mu tempa, jednak historia została tak naprawdę skrojona pod Scotta i daje mu największą sferę do zaprezentowania swojej emocjonalnej strony. I tutaj właśnie widzę problem tego odcinka, ponieważ scenarzyści tak mocno skupili się na postaci Christophera, że tak naprawdę zapomnieli o reszcie bohaterów. Szczególnie dwaj z nich mieli ogromny potencjał na rozwój w tym epizodzie, jednak został on zaprzepaszczony i koniec końców zostali zredukowani do roli statystów. Mam tutaj na myśli Tophera Grace'a w roli Billy'ego Bauera i Damsona Idrisa jako Jadena, zakładnik Christophera. Pierwszy z nich mocno wpisywał się w przekaz odcinka o zgubnym wpływie mediów społecznościowych i został wyposażony w ciekawy rys psychologiczny. Grace robił, co mógł, aby przekazać zagubienie technologicznego potentata w świecie, w którym nie ma prywatności, jednak scenariusz nie pozwolił mu, aby mocniej zagłębić się w ten temat. Chociaż nie ukrywam, scena rozmowy Billy'ego z Christopherem miała spory ładunek emocjonalny i była naprawdę mocna. W przypadku drugiego bohatera nie mogę wybaczyć twórcom, że nie postanowili zgłębić relacji Jadena i Chrisa, która została nam podana skrótowo, bez żadnego napięcia i emocji. Cały wątek, który mógł być świetną historią o swoistym syndromie sztokholmskim, który stanowi podstawę dla głębszej więzi koniec końców został rozwiązany bardzo szybko przez scenarzystów. Szkoda. O reszcie obsady nie ma co mówić, bo stanowili tylko tło dla opowieści. Jednak muszę przyznać, że twórcy po raz kolejny bardzo trafnie dokonali wiwisekcji tak trudnego społecznie tematu, jakim jest uzależnienie od mediów społecznościowych. Być może jest to najbardziej aktualny problem, jaki do tej pory został poruszony w tym serialu. Po raz kolejny Charlie Brooker i spółka budują bardzo fatalistyczny obraz świata, w którym ekran telefonu jest ważniejszy od nawiązania relacji z drugim człowiekiem. Twórcy nie starają się jednak bombardować nas dosłownością tego problemu, dają nam subtelnie pole do refleksji, podkładając kolejne elementy składające się na wiwisekcję apatycznego społeczeństwa. Ten odcinek to również bardzo ciekawa i trafiona w punkt satyra na korporacyjność  i podejście wielkich koncernów do świata. Scena, w której żądanie Chrisa przechodzi przez kolejne, korporacyjne szczeble, to coś naprawdę fantastycznego, co w pełni ukazuje, jak zanika w tym systemie człowiek na rzecz całości i drogi do sukcesu. W tym wypadku również znakomicie poruszono problem inwigilacji, bardzo dobrze wkomponowując tę kwestię w wątek porwania. Bo przecież nie istnieje już coś takiego jak prywatność i tę wiadomość twórcy przekazują stanowczo i mocno, jednak przy okazji zmyślnie i w punkt, to jak za pomocą jednego przycisku można zlikwidować nasze poczucie bezpieczeństwa i intymności. Wspomniana przeze mnie już świetna scena rozmowy Billy'ego i Christophera to prawdziwe clue tego odcinka, coś co miało łączyć społeczeństwo, stało się jego zgubą i spowodowało zanik relacji. Drugi odcinek Czarnego lustra nie jest pozbawiony błędów, niektórych bardzo widocznych, szczególnie na drugim planie aktorskim, jednak epizod wygrywa swoim komentarzem społecznym i znakomitą kreacją Andrew Scotta.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj