Na wstępie warto odnotować, że weryfikacją jakości serialu Black-ish jest nominacja do tegorocznych Złotych Globów. To tytuł niszowy, ale wart nieustannych pochwał za inteligencję, humor i świadomość z jaką podchodzi do portretowania rodzinnych i społecznych tematów. To powiedziawszy, Nothing but Nepotism nie jest akurat najlepszym przykładem walorów produkcji. Nepotyzm sam w sobie i historycznie jest zjawiskiem negatywnym, ale współczesne rodzime doświadczenia rynku pracy wypaczają nieco tę konkluzję. Choć teoretycznie niewłaściwe, to jednak wydaje się zupełnie naturalne, że pierwszą dobrą pracę załatwia się głównie poprzez koneksje i rodzinne znajomości. Piętnowanie tego przez Andre może być więc nie do końca zrozumiałe, a chybiony gag z utrudnianiem życia córce wypada wręcz nieczule. Chęć ustawienia swoich dzieci to z reguły przecież naturalny odruch, choć z drugiej strony inspirujący jest także inicjalny zamysł bohatera, aby rzucić im wyzwanie i zmusić do wykucia własnego nazwiska oraz samodzielnego zapracowania na renomę. Serial zabrał się jednak do prezentowania tego wątku w cokolwiek toporny sposób. Nie pomogło bowiem także podkoloryzowanie wątku Zoey odnoszącej błyskawiczny sukces w redakcji Teen Vogue. Nawet jak na umowną konwencję sitcomu był to nazbyt uproszczony i nieprzekonujący motyw. Podobnie przeprowadzono także drugoplanową historię Juniora demaskującego niehigieniczne praktyki fast-foodowej restauracji. Zamiast kąśliwych komentarzy dostaliśmy tu stereotypowe i niezajmujące przedstawienie, które ostatecznie niewiele wniosło wartości. Krytyka korporacyjnej Ameryki i konsumpcjonizmu powinna być ubrana w odważniejsze skecze i spostrzeżenia. Humor odcinka generalnie należał jednak do udanych. Nepotyzm w pracy Andre i syn szefa, który wyspaniu swojej drogi na szczyt nadał zupełnie nowe znaczenie. Komiczna była także przebitka z nieokreślonym wiekiem Charliego oraz Bow zmagająca się z wyczerpującymi zadaniami stażystki, a perełką była scena, w której matka cisnęła w Juniora śmieciem i obelgą. Taka wywrotowość działa w serialu bez zarzutu. W ostatecznym rozrachunku właśnie tej przemyślanej przewrotności zabrakło jednak tym razem w Black-ish. W nazbyt odrealnionych okolicznościach fałszywie zabrzmiał optymistyczny morał, a odcinek choć łatwo wchodził, to nie zapraszał do zwyczajowych głębszych refleksji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj