Jeff Lemire dalej snuje swoją postsuperbohaterską opowieść, którą w duchu porównać można tylko do Strażników Alana Moore’a. To jedna z najlepszych serii komiksowych obecnie wydawanych w Polsce.
Dawno komiksowi superbohaterskiemu nie przytrafiło się nic tak dobrego jak
Black Hammer Volume 1: Secret Origins. Od czasu do czasu Marvel i DC czymś zachwycą, ostatnio raczej ci pierwsi, jak choćby w doskonałej serii
Hawkeye czy niezwykle ciekawym
Moon Knight #01: Z martwych,
Jeff Lemire w swojej historii wchodzi jednak na zupełnie nowy poziom. Jego opowieść jednocześnie traktuje o superbohaterach, w tym sensie, że są w niej postacie łapiące się pod tę definicję, jak i komentuje historie superbohaterskie, czy to cytując klasykę, czy to robiąc oryginalne zwroty na ogranych kliszach fabularnych. Trochę jak Deadpool, który jest świadom bycia bohaterem komiksu – w
Czarnym młocie ta świadomość przenika wszystko, co pozwala na powstanie historii, która jest bardzo intertekstualna.
W
Black Hammer Volume 2: The Event wracamy na farmę, gdzie uwięzieni są nasi bohaterowie, których tym razem odwiedza niespodziewany gość – córka tytułowego Czarnego młota, czyli zmarłego przed laty herosa. Jej pojawienie się daje nadzieję umęczonym mieszkańcom tego kieszonkowego wszechświata na odzyskanie wolności, przy okazji jednak sprawia, że patrzą wstecz, zarówno na to, co działo się zaraz przed bitą z Antybogiem, jak i na to, co kształtowało ich jako superbohaterów.
Lemaire najlepszy jest w czynieniu z tych herosów zwykłych ludzi, w mieszaniu niezwykłości z bolesną codziennością, z problemami, z którymi każde z nas może się utożsamiać. Wydarzenie to ledwie drugi tom, za nami niecałe czterysta stron komiksu, a czuje się, jakby te postaci znało się od lat – to wielka sztuka tak szybko stworzyć tak głębokie i skomplikowane portrety.
Jest więc
Czarny młot w pierwszej kolejności doskonałym komiksem obyczajowym. Ubranym jednak w trykot i ewidentnie skierowanym do fanów i fanek gatunku, którzy sycić się będą tym, co pod powierzchnią, których cieszyć będą nie tylko nawiązania fabularne, ale i stylistyczne, jak choćby w wątku Pułkownika, gdzie wracamy, wizualnie i fabularnie, do lat 60. I szalonych kosmicznych przygód.
Trudno obecnie znaleźć na rynku rzeczy lepsze od
Czarnego młota, jeżeli nie będziemy liczyć wznowień klasyki, jak
Preacher, vol. 1. Może trzeba by stawiać obok
Head Lopper #01: Wyspa albo Plaga Bestii, pewnie też wspomnianego
Hawkeye’a.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h