Serial od samego początku oczarował amerykańską widownię i stał się olbrzymim hitem NBC. Bardzo chciałbym napisać, że wysoki artystyczny poziom szedł w parze z wynikami oglądalności, ale trzeba uczciwie przyznać, iż było z tym różnie. Czarna lista to produkcja nierówna i przeplata niezłe odcinki z przeciętnymi. Naprawdę przednią rozrywkę na wysokim poziomie prezentował jedynie pilot i epizod dziewiąty. "The Good Samaritan" kompletuje moim zdaniem dotychczasowe TOP3 tego sezonu, choć należy nadmienić, iż ogromna w tym zasługa Jamesa Spadera.
Odcinek jest podzielony na dwie symultaniczne linie fabularne: całkiem niezłą i tę rewelacyjną. Pierwsza z nich skupia się na Lizzy i śledztwie w sprawie kolejnego "złoczyńcy tygodnia". Proceduralne sekwencje ogląda się jednak z niemałą przyjemnością - choćby dlatego, że nie są na siłę rozciągnięte do prawie 40 minut, tylko zajmują mniej więcej pół epizodu i płynnie posuwają się do przodu. Twórcy ponownie udowodnili, że mają smykałkę do angażowania świetnych i bardzo charakterystycznych aktorów do ról antagonistów. Tym razem mały popis daje Frank Whaley, który od wielu lat pojawia się gościnnie w znanych telewizyjnych produkcjach i zawsze kradnie każdą scenę. Zasługuje w końcu na szansę wykazania się w głównej roli, inaczej będziemy go pamiętać jedynie z kultowej sceny z Pulp fiction, w której Samuel L. Jackson cytuje fragment biblijnej Księgi Ezechiela.
[video-browser playlist="634557" suggest=""]Psychiczne skrzywienie postaci Whaleya jest również świetnie zestawione z poczynaniami Reda w recenzowanym odcinku. Wszystko jest tu bardzo dwuznaczne moralnie, a na swój sposób szlachetne motywacje złoczyńcy pomagają widzowi bardziej zagłębić się w psychologię Raymonda. To właśnie sceny z Jamesem Spaderem sprawiają, że nie jest to zwyczajny epizod Czarnej listy. Bohater wkracza na ścieżkę zemsty i nie spocznie, dopóki nie odnajdzie osoby, która go zdradziła. Gdy The Man Comes Around Johnny’ego Casha zaczyna brzmieć z głośników, można się domyślać, że nadciąga coś wartego uwagi. Sekwencja tocząca się pod dyktando tego utworu to być może najlepsze minuty, jakie przyszło nam do tej pory spędzić z serialem NBC.
Ujrzeliśmy Reda z zupełnie innej strony, bezwzględnego, który nie ma litości nawet dla nieświadomych pionków wplątanych w konspirację przeciwko niemu. Ta misja tak naprawdę dopiero się rozpoczyna, a głównym celem wydaje się być postać, w którą wciela się legendarny Alan Alda. Możemy się domyślać, że reprezentuje on potężną organizację posiadającą władzę i wpływy na najwyższych politycznych szczeblach. Grany przez Aldę Fitch właśnie dołączył do tytułowej listy, ale cała grupa powinna powoli szykować się na wielkie trzęsienie ziemi, jakie szykuje dla nich Reddington.
Już do końca sezonu odcinki Czarnej listy kompozycyjnie mogłyby wyglądać podobnie do "The Good Samaritan", prezentując wątek proceduralny przeplatający się z tym przewodnim. Skok jakościowy jest niebywały, gdy serial obiera właśnie taką taktykę. Można mieć tylko nadzieję, że widzą to również scenarzyści.