Cztery łabędzie z szóstej części Dziedzictwa Poldarków to cztery kobiety przewijające się przez życie kapitana Rossa Poldarka. Dawna ukochana - Elizabeth, teraz oddana żona George’a Warleggana, jego żona Demelza, przyjaciółka rodziny Caroline i nieszczęśliwa, pokaleczona psychicznie Morwenna Chynoweth.
Po raz szósty i nieostatni Winston Graham zabiera nas w dalszą podróż z Poldarkami, ich przyjaciółmi i wrogami, do świata surowej, pełnej nabrzeżnych klifów i morskiej bryzy, podzielonej społecznie Kornwalii pod koniec XVIII wieku, pełnej kopalni rud i biedoty z jednej strony, a pięknych rezydencji i przeważnie niedbających o los biedaków właścicieli ziemskich z drugiej.
Nadal śledzimy losy kapitana Rossa Poldarka i jego pięknej, rudej jak jesienny liść Demelzy oraz rosnącego w siłę (polityczną i majątkową) nuworysza George’a Warleggana, odwiecznego wroga Rossa, który z każdym tomem zdaje się bardziej przerysowanie podły, i jego żony Elizabeth, próbującej zapomnieć o romansie z Rossem i nie dopuszczać do siebie myśli, że jej młodszy syn nie jest dzieckiem George’a. Pat między rodzinami Poldarków i Warlegganów trwa, drobne potyczki i rozgrywki specjalnie nie zmieniają równowagi sił, ale wzajemna niechęć rośnie (nie licząc przyjaźni, jaką żywi do wujostwa z Nampary mały Geoffrey Charles z Trenwith).
Na drugim planie rozgrywa się niełatwe, wspólne życie dziedziczki Caroline i przepełnionego ideałami, zgaszonego po pobycie we francuskim więzieniu Dwighta, a także ciche nieszczęście Morwenny, której mąż okazał się egocentrycznym sadystą oraz wciąż tęskniącego za nią brata Demelzy, Drake’a. Również drugi brat Demelzy, oddany sługa Boży Samuel, nie oprze się sile miłości do najbardziej niewłaściwej osoby, jaką los mógł postawić mu na drodze, a jego wiara zostanie wystawiona na próbę. A przecież to jeszcze nie wszyscy bohaterowie The Four Swans – spotkamy ich bez liku w epicko przedstawionym życiu towarzyskim i politycznym okolicy.
Bowiem tło społeczne, jak zwykle u Grahama Winstona, zachwyca, może nie pięknem, ale malowniczością i realizmem. Społeczne fermenty, głodujący ludzie, upadające kopalnie, widmo rewolucji francuskiej na Starym Kontynencie i… skomplikowane rozgrywki polityczne w wyższej sferze. Przykuwają uwagę nie mniej niż osobiste dramaty i chwile szczęścia głównych bohaterów.
Dzieje rodu Poldarków czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem, bo uwielbiamy wracać do postaci, które znamy, tym bardziej, gdy coś potrafi nas zaskoczyć i niczego do końca nie możemy być pewni. Małżeństwo u Winstona Grahama nie zawsze przynosi szczęście, o czym przekonuje się Elizabeth, którą George zaczyna podejrzewać o niewierność i która wszelkimi sposobami musi udowodnić mu swoją lojalność. Morwenna nienawidzi męża, ale z czasem nauczy się nim manipulować, choć bardzo wysokim kosztem. Dwight nie potrafi dojść do siebie po potwornych przeżyciach w niewoli i nawet miłość Caroline nie może go uleczyć. Nawet związek Rossa i Demelzy zostanie wystawiony na jeszcze jedną próbę, gdy żona kapitana Poldarka zakocha się w kimś innym.
Miejscami kobiece postacie Dziedzictwa Poldarków, owe cztery łabędzie z tytułu szóstej części, odsuwają na bok swoich mężczyzn (nawet Rossa Poldarka), zasługując na wyróżnienie, uznanie i własny kawałek opowieści o sobie. A siłą powieści Grahama Winstona pozostaje autentyzm, nie idealizowanie ludzi i szczypta niepewności, bo jak to u niego – wszystko się może zdarzyć.
Dlatego czytelnicy (jak i widzowie serialu Poldark, który właśnie wszedł w trzeci sezon) z niecierpliwością czekają na kolejną odsłonę Dziedzictwa rodu Poldarków, a później będą czekali na następną i jeszcze jedną, marząc, by te się nigdy nie skończyły. Niestety, skończą się wraz z częścią dwunastą o Belli Poldark, jednak do tego czasu czeka nas mnóstwo wyśmienitej lektury…
Wydawnictwo Czarna Owca publikuje kolejne tomy Dziedzictwo rodu Poldarków jak w zegarku, bardzo starannie pod względem tłumaczenia (Tomasz Wyżyński), składu i edytorstwa, z odpowiednio dobranymi okładkami projektu Magdaleny Zawadzkiej. Jedyne, do czego można się przyczepić, to złocenie tytułu na okładce i grzbiecie – ściera się po pierwszym wzięciu książki do ręki. Co, oczywiście, nie ujmuje całości wydania uroku.