Twórcy Czystej krwi ("True Blood") po raz kolejny wykorzystują mnóstwo retrospekcji i repetycji, które stanowią oczywistą zapchajdziurę. Gdy już sądzimy, że akcja rusza do przodu, zostajemy ściągnięci brutalnie na ziemię i po ciężkim upadku, który budzi nas na milisekundę, znowu zapadamy w sen oczekiwania. Ale na co? Tego już chyba najstarsi scenarzyści nie są w stanie powiedzieć.
Po zadowalającej walce chorego Erica z oddziałem Yakuzy (mówcie, co chcecie - wyrwanie facetowi szczęki było zacne) przyszedł czas na ochłonięcie i przegadanie sprawy. Dosłownie! Jasnowłosy wiking i jego potomkini zostali posadzeni w kącie na krzesłach w oczekiwaniu na świt, który nigdy nie miał tak naprawdę nadejść, a japońska korporacja zasypała ich propozycjami, których tak naprawdę nigdy nie mieli odrzucić. W ten sposób zaczyna się wspólna azjatycko-amerykańska zabawa w kotka i myszkę, gdzie szare i wystraszone zwierzątko to Sarah Newlin. Sam wątek wybija się spośród innych poprzez odczuwalny zacisk pętli na szyi nawróconej buddystki w 7. odcinku. Szczególnie z tego względu, że wartość rynkowa Sary została mocno podniesiona przez ujawnienie sprawy z antidotum. Osiągnięty efekt psują nieustanne repetycje scenariuszowe. Samozwańcza Noomi zatacza koło – jej koniec najprawdopodobniej doczeka się spełnienia w Centrum Bractwa Słońca, które nawiedzane jest przez duchy przeszłości. Aczkolwiek nie ona jedna musi sobie poradzić z duchami minionych świąt.
[video-browser playlist="633511" suggest=""]
Nikogo nie dziwi fakt, że Bill znowu ma kłopoty przez półwróżkę. Oczywiście, że jej moc przyspiesza proces umierania, oczywiście, że Compton ma mniej czasu i musi szybciej unormować swoje sprawy, ale nikt nie kwapi się, żeby mu pomóc. I oczywiście, że ta tragedia zbliża do siebie byłych kochanków. Scenarzyści najprawdopodobniej wydobyli ostatni kamyk z kopalni swych umysłów, gdyż jesteśmy świadkami prawie dokładnej kopii sceny z 1. sezonu, w której Bill rozdziewiczył Sookie. Przyłapałam się nawet na tym, że zminimalizowałam player w celu upewnienia się, czy na pewno nie oglądam któregoś odcinka z pierwszych serii.
Nadal mocno irytująca matka Tary okazjonalnie znajduje sposoby, aby przywołać przed oczami widzów wkurzający obraz swojej córki. Wątek o tyle niepotrzebny, co zupełnie bezcelowy. Najlepszym zakończeniem byłoby, aby Lafayette i Lettie Mae dołączyli w zaświatach do Tary i przestali kopać w cudzych ogródkach.
Czytaj również: Jaimie Alexander w serialu HBO "The Brink"
Wielkie zamknięcie szykuje się również dla Jasona. Na obecną chwilę Violet zostawiła go w spokoju, szykując swoją tajemniczą zemstę. Jego przyjaźń z Hoytem, zrujnowana w 5. sezonie, znowu zostaje rzucona na warsztat, głównie w celu jej podreperowania, a może nawet nadania jej nowego startu. Jedynym chwilowym powrotem, z którego naprawdę należy się cieszyć, jest postać dr Ludwig. Prześmiewcza pani doktor działa na mnie równie pozytywnie co Ghostfacersi z Supernatural.
Ekipa serialu Czysta krew najwyraźniej stara się za wszelką cenę powrócić do czasów swej świetności. Dosłownie wzięli sobie do serca zamierzony cel i realizują go poprzez nieustanne powtórki z rozrywki, której nikt już nie chce oglądać. Te same postacie, identyczne sytuacje, zbędne retrospekcje oraz niepotrzebny seks. Ale to już było i niech nie wraca więcej…