Podczas gdy Damien Thorne próbuje odkryć prawdę o swoim przeznaczeniu, widzowie starają się dociec, w jakim kierunku podąża tok myślenia scenarzystów.
Damien określił już swój ogólny koncept - ale tylko z pozoru. Bohater z odcinka na odcinek odkrywa prawdę o sobie, swoim pochodzeniu i przeznaczeniu. W jego otoczeniu pojawiają się kolejne osoby związane z jego przeszłością (jak również przyszłością). Wrogowie jak na razie znajdują się w stanie uśpienia. Brak jawnego antagonisty działa na niekorzyść serialu, gdyż negatywne uczucia nie mają drogi ujścia, aczkolwiek postaci do „niepolubienia” jest tutaj bez liku.
Trzeci odcinek kompletuje całą załogę, która reklamuje sobą serial na jednym z głównych plakatów promocyjnych. Scott Wilson, ukrywany dotąd za kurtyną, wychodzi na jakiś czas na scenę, aby zademonstrować nam (w przybliżeniu) swojego bohatera. Podobnie jak pani Rutledge, John Lyon był obecny w życiu Damiena już od jakiegoś czasu. Jako szef Ann ukazywany jest jako groźniejszy i bardziej stanowczy członek tajemniczej organizacji, która za cel postawiła sobie wywołanie Apokalipsy. Jednakże scena konfrontacji tych dwojga nie pozbawia widzów złudzeń. Lyon piastujący wysokie stanowisko nie jest przeciwnikiem dla bezwzględnej prawniczki. Twórcy nadal podtrzymują interesujący wizerunek bohaterki odgrywanej przez Barbarę Hershey, zapewne uświadamiając sobie, że jest to jeden z ich nielicznych asów w rękawie. Scena usunięcia z gry zbędnego pionka, jakim był Troy, jest rozwiązana w nader przemyślany sposób. Z tą kobietą zdecydowanie trzeba się liczyć!
No url
Bohaterowie nadal nie potrafią odpowiednio zaangażować widzów w swoje losy, a dostawianie następnych pionków na szachownicy dodatkowo rozprasza uwagę, jako że jak dotąd prawie żadna z postaci nie wzbudza uczuć innych niż obojętność (w tym główny bohater!). W świecie
Damien każdy zdaje się skrobać swoją przysłowiową rzepkę. Damien, choć ze słusznych pobudek, odgradza się od swojego znajomego otoczenia. Cierpi na tym postać Amaniego, na którego twórcy zdecydowanie nie mają pomysłu. Simone również z trudem odnajduje się w sytuacjach kreowanych przez scenariusz. Jej zbliżanie się do prawdy jest toporne jak ostrze zardzewiałego noża. Informacje, które stają się kolejnymi elementami układanki, pojawiają się okazjonalnie, a cały proces po prostu nudzi. Simone otaczana jest symboliką – czy to kościelną, czy demoniczną – lecz w ostatecznym rozrachunku żadna z tych sytuacji nie posuwa jej wątku do przodu.
Twórcy nadal nieudolnie wykorzystują ikonografię horroru. Zaciemnione ujęcia, psy czające się w cieniu czy technika jamp scare to za mało, żeby przyrównać
Damien do iście horrorowej produkcji telewizyjnej. Zabiegi te wkomponowują się w estetykę serialu, lecz nie są w stanie sprostać powierzonej im funkcji, stając się przewidywalne, a przez to nieco tandetne. Podobnie sytuacja ma się z efektami specjalnymi, które wciąż rażąco zaniżają poziom dzieła
Glen Mazzara. Pojawiający się w ostatniej scenie czwartego odcinka demon w basenie detektywa Shaya może pretendować do miana nadnaturalnego bohatera
Are You Afraid of the Dark? z lat 90. I pomyśleć, że 11 lat temu pierwszy sezon
Supernatural skuteczniej wywoływał uczucie strachu niż współczesna wizja
Omena.
Bradley James (II), choć cieszy oko, w żaden sposób nie może zidentyfikować się z postacią Antychrysta. Cierpiętnicza mina bardziej przysługuje chrześcijańskiemu męczennikowi (któremu po prawdzie bliżej do postaci kreowanej w
Damien) aniżeli do Bestii, która sprowadzi na świat Apokalipsę. W kilku momentach Thornowi udaje się pokazać nieco charakteru (konfrontacja z Ann po wyjściu z komisariatu), a sceny te dają światełko nadziei na lepsze jutro dla tego serialu. Na razie jednak
Damien nie reprezentuje sobą nic godnego uwagi wielbicieli klasyki Donnera.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h