Pierwszy sezon Damien został podzielony na 10 odcinków. Czas nieubłaganie mija, a do finału pozostało nam go już niewiele. Desperację w chęci pokazania zaplanowanych problemów i wydarzeń najlepiej prezentują recenzowane odcinki. Scenarzyści z jednej strony pragną za wszelką cenę zaspokoić widzów, którzy zdecydowali się poświęcić swój czas ich produkcji, z drugiej zaś nijak nie potrafią odnaleźć drogi wyjścia. Historia Antychrysta gania za swoim własnym ogonem. Dopiero dziewiąty odcinek w konkretniejszy sposób pcha akcję do przodu. Lepiej późno niż wcale? Przystojny Antychryst jaki był na początku sezonu, taki pozostaje nadal. Zdawać by się mogło, że wydarzenia przedstawione w produkcji Mazzary na głównego bohatera mają nieznaczny wpływ. W jego imieniu ludzie mordują jego przeciwników bądź podejmują walkę z Watykanem. Sam mężczyzna zatrzymał się na etapie researchu, nieustannie szukając nowych informacji o sobie. W jakiś sposób wciąż stara się zaakceptować biblijną prawdę, choć ten etap już dawno powinien mieć za sobą. Wszystko to fatalnie wpływa na rozwój (bądź jego brak) owej postaci. Choć sam Damien zarzeka się, że podczas (notabene niezwykle karykaturalnej) bójki z Charlesem Powellem świadomie podejmuje decyzję o niezabijaniu go, tym samym odmawiając przyjęcia do swojego wnętrza przepowiadanego mu zła, to umyka mu jeden istotny fakt: tę samą odmowę uskutecznia przez cały sezon. XXI-wieczny Antychryst jedynie dostosowuje się do wydarzeń, które rozgrywają się wokół niego, a nie w pełni przeciwdziała ich skutkom. Bradley James nie odnajduje się zarówno w roli Omena, jak i głównej osi napędowej serialu. No url The Devil You Know niejako ratuje jego bohatera od całkowitego telewizyjnego linczu. Przedostatnie odcinki sezonów zwykle ubogacane są cliffhangerami, a zatem twórcy Damien również pokusili się o ten zabieg. Całkowite zaakceptowanie wewnętrznego Antychrysta i zamordowanie siostry Grety ustawiają nowe rozegranie. Nareszcie również otrzymujemy pokaz siły charakteru bohatera. Efektowi z pewnością umniejsza oczywistość takiej decyzji, ale sam rytuał, będący ostatnim etapem w (niechcianym) uwolnieniu Bestii, wypada dosyć dobrze i ładnie wpisuje się w konwencję horroru. Dziury w scenariuszu i brak konsekwencji scenopisarskiej coraz częściej dają się we znaki. Zarówno wątek Veroniki (córki Ann Rutledge), jak i Charlesa Powella to nieprzemyślane pomysły, które kończą się bezsensownymi scenami śmierci. Podczas gdy jeszcze można przyjąć, iż śmierć niestrudzenie podąża za Damienem, to trudno wytłumaczyć nadnaturalne morderstwa jego wyznawców. Jakkolwiek sam Damien pozostaje w tej kwestii zagubioną owieczką, tak dezorientujące dla odbiorcy jest zachowanie sił, które mają za zadanie bronić egzystencji Antychrysta. Detektyw Shay pozostaje w tyle wobec aktualnych wydarzeń. Wszystkie elementy układanki są w jego posiadaniu, jednak wciąż brakuje mu pomysłu na rozwiązanie tego impasu. Scenariusz siłą wepchnął go w rolę męczennika i niewinnej ofiary zmagania Dobra ze Złem. Utrata pracy, rodziny, przyjaciół i zaufania społeczeństwa to jedynie wierzchołek góry lodowej. Najbardziej narażone jego zdrowie psychiczne. Mimo wszystko trudno współczuć tej postaci, gdyż Shay wydaje się być jedynie postacią, która orbituje wokół nie tej planety co trzeba. Kiedy w finale dojdzie do wielkiego zderzenia, detektyw albo znajdzie się w centrum wydarzeń przez czysty przypadek, albo nadal pozostanie daleko w tyle. The Devil You Know rozstawia ostatnie pionki na planszy. Zakończenie odcinka sugeruje, że cały finał na swoich barkach poniesie Damien Thorne. Finał potyczki pomiędzy Antychrystem a siostrą Gretą mogliśmy podziwiać już teraz,  przez co można wnioskować, że w ostateczne pogrążenie Bestii zaangażuje się cały Watykan - a przynajmniej mam taką nadzieję, gdyż aby podratować ogólną ocenę serialu, twórcy tym razem muszą wyciągnąć naprawdę ciężkie działa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj