Wydawnictwo Egmont w ostatnich latach z całą pewnością rozpieszczało wszystkich rodzimych fanów Diabła Stróża. Na polskim rynku debiutowały tomy obejmujące serie ze scenariuszem Briana Michaela Bendisa, Eda Brubakera, Franka Millera i tom "zerowy", wypuszczony pomiędzy 6. a 7. odsłoną cyklu. Teraz w naszym kraju pojawił się Daredevil. Nieustraszony. Tom 7, do którego historię stworzyli Andy Diggle i Antony Johnston. Z perspektywy chronologicznej jest on bezpośrednią kontynuacją zakończonego intrygującym cliffhangerem runu Brubakera, jednak śpieszę donieść, że może to być prawdopodobnie najlepsza z wiadomości, jakie mam dla Was po lekturze. Przed autorami postawiono bowiem dwa, wydawałoby się, niemożliwe zadania: z jednej strony musieli oni dorównać na niwie artystycznej wybitnym dziełom poprzedników, z drugiej spinać klamrą opowieść, która na amerykańskim rynku ukazywała się przez kilkanaście lat. Choć 7. odsłona Nieustraszonego bez dwóch zdań przypadnie do gustu miłośnikom superbohaterskiej jatki, rozkochani w pracach Bendisa i Brubakera mogą poczuć solidne rozczarowanie. Diggle i spółka rozmieniają na drobne wszystko to, co w Daredevilu najlepsze, składając dwoistą naturę protagonisty na ołtarzu walki o skalę wydarzeń.  Na pierwszy rzut oka opis fabuły recenzowanego komiksu zadziała na odbiorców magnetycznie. Organizacja Dłoń, jedna z najważniejszych dla całego marvelowskiego uniwersum, szuka nowego przywódcy. Faworytem do objęcia tej funkcji jest prawnik Matt Murdock, który przynajmniej początkowo nie zamierza przewodzić grupie mającej tak olbrzymi wpływ na jego dotychczasowe życie. Sytuacja zmieni się jednak wtedy, gdy Dłoń na swojego lidera będzie chciała namaścić Wilsona Fiska, znanego w przestępczym światku jako Kingpin. Murdock nie chce, aby złoczyńca ze skłonnościami psychopatycznymi zyskał jeszcze większą władzę, dlatego koniec końców sam decyduje się stanąć na czele organizacji. Problem polega na tym, że Daredevil pragnie zreformować Dłoń od środka, co okaże się zadaniem znacznie trudniejszym, niż początkowo zakładał... 
Źródło: Egmont
Nie zrozumcie mnie źle: to nie tak, że Daredevil. Nieustraszony. Tom 7 jest komiksem, który powinniśmy odsądzać od czci i wiary. Potrafi się obronić wtedy, gdy będziemy rozpatrywać go jako samodzielną opowieść; nie wytrzymuje jednak żadnego porównania z historiami przygotowanymi przez Bendisa i Brubakera. Diggle tylko w początkowej części albumu wzbudzi w nas wrażenie, że dzięki rozmaitym zwrotom akcji i innym zabiegom fabularnym konsekwentnie dąży do realizacji jakiegoś większego planu. Im bliżej kulminacji, tym - niestety - gorzej, zwłaszcza w tych sekwencjach, w których rozwój psychologiczno-emocjonalny postaci z nie zawsze klarownych powodów ustępuje miejsca wielkiej naparzance wszystkich ze wszystkimi. Szeroko zakrojona akcja stopniowo przesłania działania kolejnych bohaterów, a przecież pojawia się ich tu naprawdę wielu: od Luke'a Cage'a przez Logana po Spider-Mana. Nie dziwi więc specjalnie, że w tej swoistej pogoni za skalą widowiska najbardziej traci postać Daredevila ze wszystkimi jej moralnymi dylematami i balansowaniem na granicy dobra i zła. Murdock tym razem idzie ścieżką wyświechtanego schematu superbohaterskiego; na całe szczęście Diggle potrafi umiejętnie dawkować czytelnikom napięcie - ten fakt równoważy przynajmniej część popełnianych przez niego grzechów artystycznych.  Znacznie lepiej prezentuje się oprawa graficzna, za którą odpowiadał szereg rysowników w tym Marco Checchetto, Billy Tan i Roberto de la Torre. Każdy z nich w przemyślany sposób podkreśla atmosferę poszczególnych wydarzeń, zanurzając kolejne postacie w mrocznej tonacji, naprawdę dobrze zarysowującej to, co dzieje się w opowieści. Co paradoksalne, opanowująca fundament fabularny dynamika akcji ma dla artystów, jak się wydaje, drugorzędne znaczenie. Nie oznacza to jednak, że każdy rysownik stanął na wysokości zadania, co widać najlepiej na przykładzie odstających stylistycznie od innych prac ilustracji Davide GianfeliceDaredevil. Nieustraszony. Tom 7 co prawda nie dopełnia w satysfakcjonujący sposób kapitalnych historii Briana Michaela Bendisa i Eda Brubakera, lecz na pewno jest tytułem, po który powinni sięgnąć wszyscy szanujący się miłośnicy Diabła Stróża. To przecież dobra okazja ku temu, aby skompletować objętościowo potężną opowieść o Daredevilu i prześledzić jego raz po raz zmieniające się losy. Owszem, Matt Murdock miewał w komiksowym medium o niebo lepsze momenty, jednak zrozumienie prawdziwego sensu jego przydomka, "Nieustraszony", wymaga przyjęcia kilku różnych perspektyw. Ta zaproponowana przez Andy'ego Diggle'a pozostawia sporo do życzenia, ale jestem przekonany, że fanatycy Diabła Stróża i tak za nią podziękują. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj