Prywatne źródełko Horowitza i Kitsisa z bajkowymi postaciami z sezonu na sezon coraz bardziej wysycha. Niektórzy słusznie orzekli, iż sięgnięcie po bohaterów z Arendelle niekoniecznie było śmiałym pomysłem, lecz przede wszystkim desperackim krokiem. Okres wciąż trwającej popularności "Krainy Lodu" przyczynił się do wzrostu zainteresowania amerykańskich artystów serialem Dawno, dawno temu. Myśl zrodzona w głowie scenarzystów była prosta – stworzyć ciąg dalszy historii Elsy, Anny oraz Kristoffa i połączyć ich fantastyczny świat z uniwersum własnego tworu. Niebanalna idea wydaje się tworzyć na swojej drodze wiele problematycznych wątków. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie wszystkie z nich odnajdą swoje fascynujące rozwiązanie.
Ostatnie ujęcie 2. odcinka Dawno, dawno temu wprowadza nową postać do serialu. Królowa Śniegu była nieco przewidywalną konsekwencją pojawienia się Elsy w Storybrook. Jako że w uniwersum bajek Mroźna Władczyni jest jedną z popularniejszych antagonistek, twórcy nie omieszkali w końcu wykorzystać również tego wątku. Jedną z lepszych decyzji dotyczących nowego sezonu było obsadzenie Elizabeth Mitchell w roli Królowej Śniegu. Potężna moc jej bohaterki kontrastuje z niekontrolowaną magią młodej Arendellki. Dodatkowo wnosi ona ze sobą sporo sekretów, niedopowiedzeń i zagadek do rozwikłania (najbardziej uwidacznia się to w scenie spotkania z Emmą i Elsą). Niewątpliwie ciekawym zamysłem tandemu twórców jest powiązanie więzami krwi obu "mroźnych kobiet". Tym samym wskazują odbiorcom potencjalne źródło magii Elsy i dosyć odważnie rozbudowują uniwersum Arendelle. W gestii scenarzystów pozostaje, czy umiejętnie wykorzystają wprowadzone pomysły. Ich rozwinięcie może rokować dobrze na przyszłość, lecz doświadczenie widza OUAT przestrzega przed zbytnim optymizmem. Horowitz i Kitsis już niejednokrotnie trwonili wątki ze świetnymi potencjałami.
[video-browser playlist="633072" suggest=""]
Zapowiadany powrót znanej postaci znalazł swoje odzwierciedlenie w osobie Willa Scarleta. Należy teraz tylko trzymać kciuki, żeby bohater Once upon a time in Wonderland zadomowił się w Storybrooke na dłuższy czas. Twórcy najprawdopodobniej postanowili dokończyć urwany wątek Waleta Kier, który w spin-offie nie otrzymał swojego należytego finału. Fakt ten jest niezwykle sympatycznym ukłonem w stronę widzów, gdyż żadna dawka angielskiego humoru nigdy nie jest przesadzona. Z przyjemnością będę oglądała przyszłe sceny z udziałem Michaela Sochy i jego brytyjski akcent, szczególnie że już na początku jego znajomości z Emmą i Davidem słyszymy "bloody hellową" idiosynkrazję.
Pozostałe wątki "Rocky Roads" nie wnoszą do serii nic, czego byśmy już wcześniej nie doświadczyli. Znaki o wypaleniu się dobrych idei można odnaleźć na każdej uliczce Storybrooke – knujący za plecami bohaterów Rumpel (czy on czasem nie przeszedł wielkiej przemiany osobowości?), Mary Margaret zmagająca się ponownie z wyrzutami sumienia dotyczącymi dzieciństwa Emmy, misja Mangusta (skoro Henry mógł mieć tajną misję z jedną mamą, to dlaczego nie z drugą?) czy wiecznie niezadowoleni mieszkańcy magicznego miasteczka. Ale to już było i niech nie wraca więcej…
Czytaj również: Rebecca Wisocky gościnnie w 4. sezonie "Dawno, dawno temu"
Hybryda "Dawno, dawno temu w Krainie Lodu" wciąż podąża w nie do końca określonym kierunku. Kolejne odcinki będą dla nas albo pozytywnym zaskoczeniem, albo nużącą powtórką z rozrywki. Wątek Królowej Śniegu i enigmatycznych zaników pamięci związanych z jej osobą z pewnością zaintrygował niejednego fana serialu. Mimo to odcinek nie wyróżnia się spośród wielu innych już wcześniej widzianych.