Powrót Gideona, kolejnego syna Golda, staje się pretekstem, aby ten był lepszym ojcem, niż był dla Baelfire’a. Tym samym więc nie wiadomo, po raz który mierzymy się ze wspomnieniami Golda, dotyczącymi jego wątpliwej jakości rodzicielstwa. Jednak małym zaskoczeniem jest pokazanie Rumpelstiltskina, co prawda już jako Mrocznego, ale wyraźnie niezdecydowanego – czy magia naprawdę jest mu potrzebna? W poprzednim odcinku twórcy pokazali u niego mały przebłysk dobroci, wtedy jednak Baelfire’a już z nim nie było. Teraz to syn jest tym złym – i nakłania ojca do morderstwa, czy raczej go do niego zmusza. Przy okazji twórcy sięgnęli po kolejną postać z legend, a konkretnie Beowulfa (Torstein Bjørklund), bohatera literatury staroangielskiej. Jednak w tym odcinku Once Upon a Time okazuje się on nie do końca odzwierciedleniem swojej postaci rodem ze słynnego poematu. Zrobi wszystko, aby pozbyć się Mrocznego i jego syna, a metodę obiera zdecydowanie niegodną swojej legendy. Tak więc Rumpelstiltskin robi, co może, aby zasłużyć na podziw syna – co zresztą robił przez wszystkie ostatnie sezony – a Baelfire niespodziewanie wykazuje się cechami, których u niego nikt się chyba nie spodziewał, czyli żądzą krwi i zemsty. Oczywiście retrospekcje z przeszłości Golda mają na celu proste wykazanie motywów jego postępowania w Storybrooke, ale wątek Gideona zaczyna coraz bardziej męczyć. Zdecydowanie temu bohaterowi brakuje charyzmy, a powrót Złej Królowej może ożywi w końcu fabułę – zwłaszcza, że Robin zdecydowanie szlachetny nie jest i postanawia z gorszą wersją Reginy współpracować. Po raz kolejny bohaterowie będą starać się opuścić miasteczko, a raczej to właśnie Robin postanawia odnaleźć lepsze życie poza Storybrooke. Motyw wyrwania się poza barierę przewijał się przez ten serial tak wiele razy, że zdecydowanie widzom wystarczy. Podobnie zresztą wygląda sprawa Baelfire’a – wątek relacji ojciec-syn jest już zupełnie wyeksploatowany i niekoniecznie ekscytuje. Retrospekcje wydają się w tym odcinku generalnie zbędne, ponieważ wszystko sprowadza się do prostego stwierdzenia, że jeżeli jeden syn dał się skusić mrocznej magii, to drugiemu na to nie pozwolę i wszystko co niedobre, będę robił za niego… Tymczasem Kapitan Hak postanawia wyjawić Emmie swoją mroczną tajemnicę, ale tradycyjnie nic nie idzie po jego myśli. Oświadcza się, a fakt, że zabił jej dziadka na razie pozostanie niewygodnym sekretem. Niezbyt to oryginalne rozwiązanie, do tego absolutnie przewidywalne i nieciekawe, sprawiające, że w przyszłości można spodziewać się sporej ilości krzyków, przelanych łez i generalnie dramatu. Zdecydowanie najciekawiej zapowiadają się wydarzenia dotyczące nikczemniej działalności Złej Królowej oraz Robina. Cieszy za to mały, ale jednak powrót Zeleny, ponieważ twórcy jakby ostatnimi czasy o niej zapomnieli, a to jedna z najciekawszych postaci w tym serialu. Odcinek Ill-Boding Patterns to zdecydowanie najsłabszy epizod drugiej części sezonu. Nie wnosi wiele do fabuły, a udowadnianie, że od dawna nieżyjący bohater, jakim był Baelfire, nie był do końca dobry, nie na wiele się widzom zda. Jedynie sama końcówka odcinka, czyli ucieczka alter ego Reginy sugeruje, że w przyszłości będzie już tylko ciekawiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj