Czternasty odcinek Dawno, dawno temu niespodziewanie zakończył wątek Złotej Królowej, przy okazji pozostawiając widza z pytaniem – no dobrze, ale co dalej?
Ponownie, nie wiedzieć po raz który, w
Once Upon a Time wracamy do przeszłości Złej Królowej, a raczej jej miłosnych rozterek. Jak wiadomo, Robin z Sherwood jest jej miłością, ale niegdyś Królowa zrezygnowała z okazji zostania szczęśliwą. Mężczyzna jej życia wciąż więc pił w knajpie ze znajomymi, a Zła Królowa nękała okolicznych wieśniaków oraz Śnieżkę.
Cały odcinek
Page 23 stał się pretekstem do rozważań na temat osobowości Reginy oraz jej złej i wrodzonej natury. Twórcy dość dosadnie i wprost oznajmiają widzowi, że tak naprawdę za czasów bycia Złą Królową pomimo ogromnej nienawiści, którą odczuwała w stosunku do praktycznie każdego, tak naprawdę nienawidzi jednej osoby, a mianowicie siebie. Można ten odcinek traktować jako psychoanalizę w skróconym wydaniu. Na jaw wychodzą wszystkie słabostki Reginy, pomimo jej, wydawałoby się, silnego charakteru – przynajmniej za czasów siania grozy i wzbudzania strachu w sercach poddanych. Nie można twórcom odmówić pomysłowości, ponieważ rozwiązanie wątku drugiej, gorszej osobowości Reginy zaskakuje. Zamiast tradycyjnej walki, która co prawda następuje – niestety choreografia woła o pomstę do nieba – w zasadzie wracamy do stanu wyjściowego. Zarówno Regina, jak i Królowa mają w sercu tyle samo dobra, co zła, a od każdej z nich zależy, która część przeważy. Zła Królowa przepraszająca za swoje niecne czyny wywołuje dość pocieszne wrażenie. Dużo ciekawiej zapowiada się dalsza egzystencja samej Reginy, ponieważ nie jest już istotą, z której zło zostało wyrwane siłą. Kto wie, może w przyszłości znów jej czyny nabiorą mrocznego charakteru?
Drugim zamkniętym wątkiem jest sprawa z nikczemnym Robinem, któremu w Storybrooke szczególnie się dobrze nie mieszkało. Pomysł, aby po prostu on i Zła Królowa razem sobie popijali w karczmie w magicznym alternatywnym świecie jest rozwiązaniem typu happy end, ale zdecydowanie cieszy. Zapowiadało się, że ta postać oraz Królowa będą nas cieszyć – mniej lub bardziej – swoją obecnością jeszcze długo. Tymczasem już teraz możemy o nich zapomnieć, a samotna Regina dalej będzie tęsknić za swoim Robinem. Naprawdę mam wielką nadzieję, że twórcy po raz kolejny kogoś wskrzeszą (a konkretnie Robina) – powrotów w tym serialu było mnóstwo, wręcz do przesady, ale niech już i Regina i fani mają trochę uciechy z serialu, w którym co rusz kogoś dotyka jakaś tragedia – jak na przykład Haka.
Tajemnica Kapitana Haka w końcu wychodzi na jaw. Zapowiadało się, że będą krzyki i lamenty, ale jest kameralnie, a Emma w tym odcinku jako postać pozytywnie zaskakuje. Nie ma pretensji o sam mroczny czyn z przeszłości narzeczonego, ale raczej o to, że postanowił usunąć to niewygodne wspomnienie. Hak jest wciąż przedstawiany jako postać rozdarta do tego stopnia, że zaczyna widza irytować, pomimo przyjemnej aparycji, chciałoby się rzec. Oczywiście więc zamiast ślubu zapowiada się, że Kapitan na dłużej rozstanie się z Emmą, a widza czeka pewnie kilka, jeżeli nie kilkanaście odcinków połączenia się niedoszłych małżonków.
Odcinek
Page 23 jest znacznie lepszy od poprzedniego – co prawda liczne retrospekcje są n-tym już powtórzeniem znanej do bólu historii, ale wprowadzają naprawdę coś nowego – rysę na idealnie złym wizerunku Królowej. Jest tu co prawda chwilami trochę słodko i cukierkowo, ale zrównoważono to trudną sytuacją Haka i Emmy. Wygląda też na to, że Gideon, pojawiający się w ostatnich minutach epizodu będzie stałym gościem przyszłych odcinków, co szczególnie nie cieszy. Ten serial widział już znacznie lepszych złych bohaterów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h