Musicalowy odcinek sam w sobie jest sporą niespodzianką – co prawda twórcy zapowiedzieli go już dawno, ale co innego go naprawdę zobaczyć (i usłyszeć). Epizod The Song in Your Heart ogląda się trochę jak Galavant – to także bajkowy świat i żwawe melodie, wyśpiewywane przez księżniczki i rycerzy. Dzięki piosenkom Once Upon a Time nabiera nowej jakości, dostarczając naprawdę dobrej rozrywki. Ten serial wpadł już dawno w sidła wtórności, nie dostarczając już zbyt wiele poza licznymi wrogami i ratowaniem Storybrooke za pomocą niezliczonych artefaktów z pomocą rzeszy postaci. Wystarczy jednak, że bohaterowie zaczynają śpiewać, początkowo ze zdziwieniem, następnie z coraz większą pewnością siebie, aby widz naprawdę czerpał z odcinka sporo frajdy. Zwłaszcza, że musical nie został tu wpleciony na siłę – bohaterowie śpiewają wręcz pod przymusem za sprawą życzenia Śnieżki. Główna para serialu zresztą postanawia z pieśnią na ustach rozprawić się ponownie ze Złą Królową, która ku ich zdziwieniu, sama także nieźle sobie radzi. Najbardziej ciekawiła kwestia śpiewu aktorów, w końcu ich zdolności wokalne były mniejszą, lub większą tajemnicą, ale wszyscy spisują się znakomicie. Rewelacyjnie wypada zwłaszcza grająca Reginę/Złą Królową Lana Parrilla. Jej rockowy utwór idealnie wpasowuje się w osobowość tej bądź co bądź, zadziornej bohaterki. Idealistyczna pieśń o miłości Śnieżki i Księcia także jest dla nich stworzona, a utwór śpiewany w finale odcinka przez Emmę, czyli grającą ją Jennifer Morrison, chwyta za serce. Co ciekawe, muzyka w Once Upon a Time zawsze była zdecydowanie nijaka. To ten rodzaj ścieżki dźwiękowej, która nie wpada zanadto w ucho – ot, gdzieś tam sobie w tle coś gra. Tym bardziej zaskakują więc piosenki śpiewane przez bohaterów – to naprawdę dobre, melodyjne musicalowe kawałki, zapadające w pamięć. Ponownie zwracam uwagę na świetną piosenkę Złej Królowej. Jak jednak wypada odcinek The Song in Your Heart pod względem fabularnym? Zdecydowanie gorzej, niestety. Nie da się ukryć, że o ile musicalowa otoczka nie wzięła się znikąd, o tyle jednak fabuła została popchnięta dopiero w trakcie ostatnich minut. Nowa klątwa Czarnej Wróżki oraz ślub Emmy i Haka to jedyne konkretne wydarzenia, które można wymienić. Odcinek więc mógł trwać spokojnie… kwadrans, cała reszta to już odśpiewany, ale miły dodatek. Nie każdemu zresztą może przypaść do gustu taki epizod – musicale albo się lubi, albo wręcz przeciwnie. Oddani fani serialu mogą być więc niekoniecznie zadowoleni, skoro zmienia nagle się konwencję odcinka tylko po to, aby bohaterowie śpiewająco wzięli ślub, a Czarna Wróżka odkryła, że Emma jest znacznie trudniejszym przeciwnikiem, niż myślała, ponieważ ta potrafi śpiewać… Wystarczy zerknąć na internetowe fora, aby przekonać się, że odcinek został wręcz okrzyknięty przez wielu widzów najgorszym w historii serialu. The Song in Your Heart to rzeczywiście eksperyment, który przez wielu fanów serialu zostanie uznany za przesadzony. Z drugiej strony, odejście od schematów naprawdę Once Upon a Time pomaga – kiedy bohaterowie robią coś innego niż zazwyczaj, a zwłaszcza bardzo nietypowego, ogląda się ich ze znacznie większym zainteresowaniem. Warto uznać ten odcinek za mały prezent, który ofiarowali twórcy fanom z okazji ślubu głównej pary serialu. Tym bardziej trzeba się nim cieszyć, skoro sezon zmierza ku końcowi. Sam serial być może się nie zakończy, ale jak już wiadomo, grająca Emmę Jennifer Morrison zrezygnowała z dalszej pracy, więc kto wie, jaki los czeka bohaterów Once Upon a Time. Póki co, niech okazyjnie oni pośpiewają – zwłaszcza, że im to wychodzi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj