Z biegiem lat w obrębie popkultury powstaje coraz więcej dzieł, które w tematyce zombie każą dostrzegać nie tyle przestrogę dla ludzkości czy skrzętnie zakamuflowaną metaforę życia, co czystą rozrywkę. Nieumarli rozpanoszyli się w świecie kina, telewizji i komiksu do tego stopnia, że w dobie obecnej w pierwszej kolejności liczy się oryginalny sposób na ich ekspozycję; jeśli twórca go nie przedstawi, jego historia przepadnie w całym labiryncie popkulturowych spotkań z zombie. Swoich sił na tym polu spróbował Tom Taylor, którego DCEased. Nieumarli w świecie DC niedawno zadebiutowali na polskim rynku. Rodzimi czytelnicy z całą pewnością wypatrywali serii zdobywającej sporą popularność za Wielką Wodą - dość powiedzieć, że w międzyczasie doczekała się ona kontynuacji. Śpieszę donieść, że recenzowany tom przynajmniej na poziomie scenariusza jest jedną z najlepszych pozycji, które w naszym kraju ukazały się w minionym roku. Choć zaakcentowana została przede wszystkim jego funkcja rozrywkowa, natężenie akcji i brutalność przyjętych przez autorów środków wyrazu mogą i bez większego problemu powinny poszerzyć spektrum odbiorców. Jeśli branża powieści graficznych chciałaby stworzyć wzorzec komiksowej "jazdy bez trzymanki", no cóż, DCEased byłoby w tej materii mocnym kandydatem. Bitwy Ligi Sprawiedliwości z Darkseidem są trochę jak sowy u Davida Lyncha: nie są tym, czym się wydają. Gdy herosi zdołali powstrzymać jeden z ataków złoczyńcy, nikt z nich nie spodziewał się, że wracający na Apokolips antagonista porwie Cyborga i przy wykorzystaniu jego podzespołów stworzy techno-organicznego wirusa, który później zainfekuje lwią część ludzkiej populacji. Innymi słowy: na dobry początek na Ziemi pojawi się 600 milionów zombie, którzy powodowani działającym w nich Równaniem Anty-Życia będą nieustannie próbowali zaspokajać swoje pragnienie krwi. Rzeczywistość, jaką znaliśmy, bezpowrotnie przeminęła. W dodatku zagrożeni są sami superbohaterowie, którzy w pocie czoła starają się wymyślić plan obrony przed hordą nieumarłych i dalszymi knowaniami Darkseida. Gorzej tylko, że heroiczność w czasach zarazy wymaga systematycznego płacenia ogromnej ceny za przetrwanie choćby jednego dnia. Dowiedzą się o tym także sami odbiorcy komiksu, którzy raz po raz będą obserwować, jak ich ulubieńcy w masce i pelerynie zmieniają się w wyzute z życia potwory. Kostucha już szykuje się na śmiertelne żniwa... 
Źródło: Egmont
Znajdą się czytelnicy, którzy w Nieumarłych w świecie DC będą próbowali dostrzec artystyczną zrzynkę ze słynnego Marvel Zombies. Taka ocena jest zupełnie niesprawiedliwa: Taylor idzie bowiem w swoim procesie twórczym o krok dalej, bawiąc się gatunkową konwencją aż do kontrolowanego przerysowania fabuły. Trup ściele się gęsto, krew leje się strumieniami, a pomiędzy kolejnymi zagładami scenarzysta raczy nas sporą dawką inteligentnego humoru. Najlepiej jest w tych momentach, w których DCEased zaczyna przypominać osobliwą kronikę upadku herosów, jakby twórca wędrował od jednego do drugiego, pokazując odbiorcy, kto aktualnie wyzionął ducha tudzież przeobraził się w zombie - jeśli tylko do tego typu zabiegów podejdziesz z przymrużeniem oka, będziesz rozkoszował się scenariuszową nonszalancją Taylora. Jak nikt rozumie on, że stając się nieumarłym, z natury rzeczy nie zaczniesz wdawać się w etyczne dysputy i filozoficzne dywagacje, tylko poszukasz swojej ofiary. "Gryźć" czy "zarażać" na całe szczęście znaczą w tym świecie o niebo więcej niż "na śniadanie mamy dziś ratowanie planety". Nie ulega wątpliwości, że w przypadku tej serii to właśnie odejście od moralno-filozoficznych ambicji popłaciło najbardziej. Nie oznacza to jednak, że scenarzysta przywdział wyłącznie szaty nadwornego błazna - gdy trzeba, aż do bólu eksponuje cierpienie, by w innym miejscu skupiać się na tragicznym położeniu nieustannie bojących się o swój los herosów. Wyłączcie myślenie; Taylor zagra na Waszych superbohaterskich przyzwyczajeniach tak mocno, że nie będziecie nawet wiedzieć, kiedy tor akcji zacznie odbiegać od tego, który dosłownie przed chwilą zakładaliście.  Choć warstwa fabularna bez dwóch zdań zasługuje na wyższą notę, na ocenę ogólną wpływ ma także oprawa graficzna. Odpowiedzialni za nią Trevor Hairsine i Stefano Gaudiano co prawda dopasowali się stylem do przekazu Taylora, lecz z wyjątkiem fantastycznej ekspozycji zombie ich prace nie zapiszą się złotymi zgłoskami w historii komiksu. Owszem, rysownicy konsekwentnie realizują swoją wizję brutalnego, zezwierzęconego świata, umiejętnie epatując brzydotą, jednak w ostatecznym rozrachunku DCEased pod względem wizualnym jest wyłącznie poprawne. Ogromny wpływ na taką ocenę ma konfrontacja z zawartą w wydaniu galerią okładek alternatywnych - co zaskakujące, to właśnie one pokazują olbrzymi potencjał graficzny tkwiący w nakreślonym przez Taylora świecie.  DCEased. Nieumarli w świecie DC to pozycja obowiązkowa dla każdego szanującego się miłośnika superbohaterów tudzież tych osób, które chcą po prostu dowiedzieć się, co aktualnie piszczy w trykociarskiej trawie. Mamy tu do czynienia z jedynym w swoim rodzaju spotkaniem herosów i nieumarłych, w mojej ocenie znacznie lepszym niż dokonania Roberta Kirkmana w Marvel Zombies. Niezmiernie cieszy fakt, że komiksowi twórcy wciąż mają oryginalne pomysły na wplecenie w gatunek superbohaterski konwencji grozy, a jeśli robią to z typową dla Toma Taylora swadą, wypada tylko kibicować ich poczynaniom. Z tym większą ciekawością w lutym sięgnę po kolejny komiks, którego fabuła została osadzona w uniwersum DCEased - Wam i sobie życzę, aby miłośników akurat tego świata było w naszym kraju jak najwięcej. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj