Pierwszy tom Death or Glory otwiera sensacyjno-thrillerową serię Ricka Remendera. Tym razem autor stawia zdecydowanie na akcję, może podlaną odrobiną sentymentu, ale za to daleko tu do ponurego nastroju Deadly Class czy oldskulowego Fear Agenta. Założenia są proste: mamy fascynować się akcją, ale niekoniecznie wczuwać się w klimat czy wdawać się w emocjonalne łamigłówki. I na tym polu komiks sprawdza się nieźle. Zaczyna się to dość niewinnie, zgodnie z wypracowanymi w tej konwencji schematami. Glory, mechaniczka i kierowca rajdowy musi błyskawicznie zdobyć dużą ilość gotówki, by uratować chorego ojca. Sposób jest oczywiście tylko jeden: okraść członków świata przestępczego. I tu zaczyna się zabawa. Glory nie jest Nikitą czy inną Atomic Blonde: to dziewczyna może i nieźle radząca sobie z szybkimi furami i bronią, ale nie jest bezwzględną zabójczynią. Brak jej drygu i doświadczenia, więc akcję zawala, co napędza spiralę wydarzeń. Glory popada w kolejne tarapaty, czasem coraz bardziej abstrakcyjne – tu, nawiązując do filmowej stylistyki, można znaleźć pewne punkty wspólne chociażby z filmami Quentin Tarantino.
Źródło: Non Stop Comics
Rick Remender w Death or Glory stawia prowadzenie scenariusza w sposób rodem z filmów sensacyjnych czy thrillerów: i to tych przede wszystkim nastawionych na akcję. Nowe wątki, dynamiczne sceny, ciągłe zwroty akcji: tak, tego bez wątpienia w tym komiksie znajdziemy dużo. Niestety wydaje się, że – podobnie jak wielu filmowych scenarzystów – wpada w zastawione przez samego siebie sidła. Póki dzieje się dużo, to odbiorca ma zajętą głowę i nie zastanawia się nad całością. Jednakże gdy pojawi się spokojniejszy moment albo też skończy się dzieło, to okazuje się, że tak naprawdę mamy tu gonitwę scen zlepioną dość pretekstowym i słabo zarysowanym wątkiem mającym napędzać bohaterkę. Jednym to wystarczy, inni poczują się jednak rozczarowani.
Rysunki Owena Bengala przyzwoicie sprawdzają się jako nośnik tej historii. Dość uproszczone, miejscami nieco cartoonowe, wprowadzają lekkość do narracji. Pytanie tylko, czy była ona konieczna: ta historia nabrałaby chyba mocy, gdyby była nieco mroczniejsza. Pierwszy tom Death or Glory wypada nieźle, ale pojawia się też sporo „ale”. Na plus zdecydowanie można zaliczyć umiejętne wprowadzanie zwrotów akcji. Po stronie minusów brak jakiegokolwiek celu tej opowieści oraz dysonans pomiędzy wydarzeniami a sposobem ich przedstawienia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj