Decydująca godzina to ubiegłoroczny film pełnometrażowy Phillipa Noyce, w którym w roli głównej (i nie przesadzę, jeśli powiem, że jedynej) występuje Naomi Watts. Fabuła skupia się na doświadczonej przez los wdowie, która zaledwie rok wcześniej straciła męża w wypadku i została sama z dwójką dzieci. Choć rany są jeszcze świeże, kobieta stara się pogodzić ze stratą i być wsparciem dla dwójki swoich pociech – uczęszczającej do szkoły podstawowej Emily (Sierra Maltby) i zbuntowanego nastolatka, Noaha (Colton Gobbo). Pewnego zupełnie zwyczajnego dnia, życie rodziny ponownie zostaje przewrócone do góry nogami, bo w szkole Noaha ma miejsce strzelanina, a chłopak wraz z innymi uczniami znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie. Zdeterminowana matka postanawia zrobić wszystko, by ocalić swoje dziecko. Opis fabuły być może brzmi zachęcająco, a przynajmniej wyraźnie sugeruje, że na ekranie będzie się coś działo. Tym większe było moje zdziwienie, gdy zamiast soczystego i trzymającego w napięciu thrillera, otrzymałam przedziwnie skonstruowany film o... kobiecie biegającej po lesie, przez bitą godzinę rozmawiającej z kimś przez telefon. Z niewiadomych przyczyn twórcy skupili całą uwagę właśnie na Naomi Watts. Jako widzowie nie jesteśmy nawet w pobliżu miejsca głównej akcji, czyli samej szkoły. Przez cały seans towarzyszymy głównej bohaterce, do której non stop ktoś dzwoni; całą akcję bieżącą odsłuchujemy razem z nią z telefonu (!!!). Zupełnie nie kupuję tego pomysłu. Gdy w pierwszych dwudziestu minutach następowała seria telefonów o niczym, odliczałam wręcz do końca rozmowy, wierząc jeszcze głęboko, że za chwilę zacznie się tu coś dziać. Nic bardziej mylnego, po dziesiątym z kolei telefonie następuje jedenasty, a kobieta robi się coraz bardziej przerażona, odbierając relację z miejsca strzelaniny przez zestaw słuchawkowy. Oczywiście jej głównym celem jest dotarcie do szkoły i udzielenie pomocy synowi, jednak w związku z tym, że znajduje się w środku lasu, okazuje się to nie lada wyczynem. Zanim wejdzie do taksówki, która może ją dowieźć na miejsce, minie w zasadzie cały film. Być może to, co opisałam powyżej, brzmi zabawnie, jednak podczas seansu nie wywołuje to żadnej wesołości – film w swojej formule bardzo męczy, a dodatkowe rozpraszacze wizualne (wodospady, lasy, piękne łąki czy góry... już więcej chyba nie dało się zmieścić w kadrach) jeszcze bardziej utrudniają skupienie się na tym, co jest tu najważniejsze. Nie wiadomo, czy jest to film o zamachu w szkole, czy może o traumie po stracie – dziwna mieszanina refleksyjnej muzyki, wywołujących zadumę majestatycznych pejzaży i wreszcie gorączkowych rozmów przez telefon jest tak nienaturalna w odbiorze, że w efekcie nie wywołuje żadnych z prawdopodobnie planowanych przez twórców emocji. Wisienką na torcie są też absurdy fabularne – okazuje się, że przeciętna samotna matka ma na tyle siły sprawczej, by pozyskać personalia zamachowca, zanim jeszcze ktokolwiek poda je w przekazie medialnym. Film jest kompletnie oderwany od rzeczywistości, a natężenie traum, jakie nakłada się na barki tej biednej kobiety, to dla mnie po prostu za dużo – uczynienie bohaterki świeżo owdowiałą nie jest tu do niczego potrzebne fabularnie. Jeśli miało to wywołać dodatkowe współczucie względem postaci, spieszę zasygnalizować, że efekt jest zupełnie odwrotny od zamierzonego – wszystko to wybrzmiewa po prostu naciąganie i trudno dać temu wiarę, a tym bardziej sympatyzować z bohaterami. Realizacyjnie film jest poprawny – dobrze zrobiony, ale też niczym niezaskakujący. W związku z tym, że głównym miejscem akcji wbrew oczekiwaniom staje się tu las, twórcy mogli nieco poeksperymentować z ujęciami i kolorami – leśne ścieżki i rzeki są maksymalnie uatrakcyjnione wizualnie, choć tak naprawdę nie jest dla mnie jasne dlaczego. Kino pamięta przecież dobre filmy, które polegały wyłącznie na rozmowie przez telefon (jak choćby Połączenie, Locke). Wówczas jednak sprawdzało się to, że rozpraszacze zostały zminimalizowane w zasadzie do zera – mieliśmy tylko bohatera, jego mimikę i dialog. Tu jest natomiast bardzo pstrokato – Watts biega w lewo i prawo. A my obserwujemy to zza krzaka czy z lotu ptaka. Nie wiadomo, na czym się skupić. Decydująca godzina zawodzi oczekiwania – być może na piśmie wyglądało to dobrze, ale w praktyce wypada po prostu kiepsko. Nazwisko Naomi Watts jest magnesem, który ma przyciągnąć widza do produkcji. I choć faktycznie tworzy ona ten film w zasadzie w pojedynkę, zupełnie nie można mówić tu o roli popisowej. Biorąc pod uwagę absurdy i poziom naciągania tej fabuły, patrzy się na to raczej z politowaniem. Dodatkowo szkoda, że jako tło dla tej historii wykorzystany został motyw akurat szkolnej strzelaniny – to trochę za poważny temat na tak błahe i lekceważące ogranie. Produkcja bazuje na samych złych pomysłach - zaskakujące jest dla mnie to, że nikt nie wyłapał ich, kiedy jeszcze były spisywane na kartce. 3/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj