Defiance” zaczęło potykać się o własne nogi pod koniec 2. serii, a historia „opętanej” Irysy nie do końca się sprawdziła. Miała ona jednak jedną poważną zaletę – okazała się być świetną okazją dla twórców, aby nieco zresetować fabułę. Wymęczyli nas trochę tamtym wątkiem, aby mieć później możliwość wprowadzenia odpowiednich modyfikacji w świecie serialu i zaserwować bardzo potrzebny przeskok w czasie. Na razie te zabiegi się sprawdzają, a produkcja Syfy odzyskała świeżość i znów ogląda się ją z zaciekawieniem. Wygląda na to, że do końca sezonu cała akcja będzie rozgrywać się wokół dwóch nowych zagrożeń, z jakimi muszą zmierzyć się nasi bohaterowie. Mowa tu oczywiście o ewidentnym czarnym charakterze tej serii, czyli Rahmie Taku, a także o nowych kosmitach – Omekach – których intencje będą względnie pokojowe pewnie tylko do czasu. W historii siejącego zniszczenie (i nienawidzącego wszystkich ludzi) psychopaty możemy dostrzec zarówno wady, jak i zalety. Lee Targesen to świetny aktor (co udowadniał w „Oz” stacji HBO), ale jego nieco za bardzo przerysowana kreacja momentami działa na nerwy. Może trzeba dać mu trochę czasu, szczególnie że najnowszy odcinek pokazał, iż nie jest on tylko jednowymiarowym złoczyńcą, a jego działania są w pewien sposób umotywowane osobistymi pobudkami i żądzą zemsty, zwłaszcza na Nolanie – Rzeźniku z Yosemite. Scenarzyści wciąż nie mają też jakiegoś konkretnego pomysłu na Irisę. Fajnie by było, jakby zrobiono z niej wreszcie luzacką i kopiącą tyłki twardzielkę, bo ciągłe wewnętrzne bolączki bohaterki zaczynają męczyć. Tym razem mamy do czynienia z zespołem stresu pourazowego, co przejawia się nieznośną awersją do zabijania (nawet tych najgorszych z najgorszych). Nie wypada to ani trochę wiarygodnie i liczę, że w tej kwestii nastąpi niedługo przełom i dziewczyna się z tego letargu ocknie. [video-browser playlist="716557" suggest=""] Więcej zastrzeżeń raczej nie można mieć do tej serii po 3 epizodach. Cała reszta wypada co najmniej obiecująco. Najlepsi są oczywiście Stahma i Datak, którzy sabotują Defiance, aby odzyskać syna. Aż trudno sobie wyobrazić, jaki poziom reprezentowałby serial, gdyby nie Jamie Murray i Tony Curran. To najjaśniejsze gwiazdy tej produkcji i każdą scenę z nimi ogląda się z przyjemnością. Choć na pierwszy rzut oka są pod ścianą i bez wyjścia, zawsze coś uknują i mają w zanadrzu. Świetna była choćby scena, w której Stahma zaczynała owijać sobie wokół palca potężnego Omeca. Być może twórcy już budują podwaliny pod spektakularny finał? Gdyby nowe pozaziemskie istoty stanęły po stronie miasta w walce z Rahmem, mogłaby to być bardzo wyrównana walka, a w idealnym świecie Tarrowie chcieliby uratować Alaka i nie doprowadzić do zrównania z ziemią byłego St. Louis. Jakiś sentyment do tego miejsca chyba mają. „Defiance” znalazło też chyba ton, w jakim chce prowadzić historię. Na samym początku była to taka mieszanka dramatu i komedii, ze sporą dawką lekkich i zabawnych sytuacji oraz odzywek. Im dalej w las, tym rozbiło się poważniej - i to już chyba się nie zmieni. Nolan przeistoczył się w rasowego antybohatera, który nie potrzebuje wiele powodów, aby kogoś ukatrupić bez gadania. Pozostali bohaterowie też zresztą nie mają wielu powodów do śmiechu. Oczywiście zdarzać się będą wyjątki od tej reguły. Fajnie wyszła na przykład scena, w której Nolan czyta śmieciową powieść inspirowaną wyczynami Irysy, albo wymiana zdań pomiędzy Datakiem a Berlin. Wszystkich przyćmiła jednak Linda Hamilton, gdy zupełnie niespodziewanie rzuciła hasłem, które zna każdy fan „Terminatora” – „Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć!”. Czytaj również: „Agenci T.A.R.C.Z.Y.” – Kyle MacLachlan chętnie wystąpi w 3. sezonie Dobrze ogląda się „Defiance” w 3. sezonie, a widać, że dopiero się on rozkręca. Jeśli scenarzyści dobrze to rozegrają, możemy mieć przed sobą najlepszą serię produkcji Syfy dotychczas.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj