Najnowsza odsłona „Defiance” dobrze obrazuje fakt, że scenarzyści serialu nie mieli na 3. sezon porządnego pomysłu. Pozbyli się właśnie głównego antagonisty i teraz muszą wypełnić czymś 5 pozostałych epizodów. Finałową fazę serii otwiera odcinek będący wielkim rozczarowaniem.
Twórcy „
Defiance” podjęli prawidłową decyzję, aby wcześniej zakończyć średni wątek Rahma Taka. Poprzedni odcinek był całkiem niezły – wypełniony akcją i świetnymi pomysłami dotyczącymi Dataka. W „Ostinato in White” nie ma śladu po zaletach, jakie prezentowała poprzednia odsłona. Miasto zostało uratowane, ale ofiar było sporo i musieliśmy się nad nimi użalać przez całe 40 minut. Nie ma nowego wroga i kolejnego wątku głównego – są za to utarte schematy i niesamowicie przewidywalne chwyty.
Zacznijmy od tego, że serial zalicza drastyczny spadek poziomu, gdy na ekranie nie ma Tarrów. Datak nie pojawia się tu nawet na sekundę, a Stahma nie może się zbytnio wykazać. Zresztą jej wątek to małe nieporozumienie, bo choć została ułaskawiona, to nadal jest terrorystką, która współpracowała z psychopatycznym Takiem i wysadziła w powietrze ikoniczny Łuk. Póki co bohaterka nie planuje jednak wyjazdu z Defiance (w którym życie już zawsze powinno być dla niej katorgą), a mieszkańcy ograniczają się głównie do serwowania jej złowieszczych min spode łba. Mało tu póki co jakiejkolwiek wiarygodności.[video-browser playlist="732144" suggest=""]
Mamy też
sprawę tygodnia, którą są brutalne ataki czegoś, co sprawia wrażenie ogromnego i żądnego krwi zwierzęcia. Oczywiście niespodzianki nie ma tu żadnej, bo od pierwszej sceny wiadomo, że za wszystkim stoi Kindzi, która jest zła na swojego tatę, że ten nie chce podbić dla niej planety. To zagrożenie też szybko zostaje zneutralizowane, a niepokorna córka zostaje zahibernowana. Mimo to da się odczuć, że na finał twórcy szykują jakiś twist związany z Omekami. T’evgin będzie pewnie chciał przekonać swoją rasę, aby dzielić Ziemię wraz z ludźmi i coś pójdzie nie tak. No i jest jeszcze Doc Yewll, którą kieruje kosmiczna technologia (znów recykling pomysłów z 2. sezonu).
Naprawdę nic w tym odcinku nie zagrało. Najgorsze co scenarzyści mogli zrobić to wpisać Nolana w wałkowaną milion razy kliszę faceta, którego ogarnia wina i musi się napić. Sekwencja, w której bohater wspomina swoich „żołnierzy” (którzy dla nas byli głównie mało znaczącymi statystami) w takt smutnej piosenki i z butelką whiskey w ręku to moment tak zły, że aż śmieszny. Zastanawia też kompletny brak konsekwencji w prowadzeniu postaci. Teraz gdy Joshua nabawił się depresji i czegoś na kształt stresu pourazowego, nagle te dolegliwości zostały odebrane Irysie, która znów sprawia wrażenie twardzielki. Już nawet nie będę pastwił się nad historią Indura, zrujnowanego emocjonalnie ojca, który popełnia samobójstwo. Tu też można było tylko ziewać. Totalny brak oryginalności.
„
Defiance” wytoczyło swoje najcięższe działa w 8. odcinku, który zwieńczył najważniejszy wątek sezonu. Teraz musieliśmy przecierpieć przez tragiczny zapychacz, mający chyba na celu danie scenarzystom więcej czasu na odpowiednie rozpisanie zakończenia serii. Czy to im się uda? Śmiem wątpić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h