Odcinek świąteczny jest taki jak cały sezon: mocno średni, momentami wręcz nieudany. Poza kilkoma perełkami, w postaci chociażby depilacji Waldena, dostajemy raczej mało zabawne momenty. Najbardziej dziwi zmiana nastawienia Jenny. Jej postać żeńskiego odpowiednika Charliego niezbyt się sprawdzała, ale zmiana jej charakteru to nie najlepszy pomysł. Wszyscy dobrze pamiętają, jak kończyły się stałe związki starszego z braci Harper i że nigdy nie przynosiło to niczego dobrego. Nie inaczej jest z jego córką. Nagłe uczucie do nowo poznanej dziewczyny i starania, żeby umówiła się z nią jeszcze raz, nie bawią. 

Na pomoc przybywa niezawodny Schmidt, który idzie na depilację (do miejsca pracy nowej miłości Jen), żeby tylko wywalczyć jeszcze jedną szansę dla córki Charliego. Udaje mu się, choć kosztuje go to wiele bólu. Oczywiście Jen niczym swój ojciec upija się, szykując się na randkę, a cały plan diabli by wzięli, gdyby nie to, że jej obiekt uczuć także się upija. Dziewczyny słodko zasypiają na kanapie i tyle mamy ze śmiechu. 

[video-browser playlist="634796" suggest=""]

Sytuację próbuje ratować Alan i jego "męska" kobieta. Robienie z młodszego Harpera idioty i zniewieściałego metroseksualisty wychodzi twórcom nad wyraz dobrze, ale duża w tym zasługa Cryera, który mógłby zagrać nawet tapczan. Na horyzoncie pojawia się była żona Pauli i wszystko byłoby ok, gdyby nie popis scenarzystów, którzy łączą ze sobą byłych małżonków. Tutaj nastąpiło moje wielkie zdziwienie i ciśnięcie się na usta trzyliterowego skrótowca (tak, tego po angielsku, zaczynającego się od "W", a kończącego na "F"). O co chodzi? Dlaczego postanowiono wymyślić ciekawą postać z przeszłością, robić jej operację zmiany płci, żeby na końcu i tak była z kobietą? Skoro woli kobiety, kocha swoją żonę, to trzeba już było zostawić Paulę jako Paula i mieć problem z głowy. Decyzje scenarzystów czasami potrafią człowieka wyprowadzić z tropu. W tle na szczęście pobrzmiewa duch Jake'a, choć im on starszy, tym głupszy. 

Dziesiąty odcinek Dwóch i pół pozostawia widza z uczuciem niedosytu. Wszystko wraca do punktu wyjścia: Alan nadal nie ma dziewczyny, Walden pozostaje "pierdołowaty", a Jen? Nie wiadomo co z Jenny - ni to postać ciekawa, ni potrzebna. Na dobrą sprawę mógłby zostać sam Alan i byłoby zabawniej. Najbardziej żal tutaj Kutchera. Postać Schmidta jest po prostu niewykorzystana, zmarnowano potencjał przystojnego miliardera, który nie potrafi uganiać się za kobietami, nie chce tego, a jednocześnie usilnie poszukuje miłości życia. Nie wróżę tej pozycji niczego dobrego, jeśli Lorre nie wymyśli czegoś bombowego. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj