Deputy to procedural, czyli każdy odcinek to zamknięta sprawa kryminalna bez jakiegoś większego spoiwa. Pilot jednak sugeruje, że konflikt głównego bohatera z osobami, które go mianowały na urząd szeryfa hrabstwa Los Angeles, będzie w jakimś stopniu motywem przewodnim. Jednak pilot szybko daje do zrozumienia, że będzie mieć to marginalne znaczenie. Zapowiadano, że klimat utrzyma styl klasycznego westernu powiązanego ze współczesnością - szkoda, że tego kompletnie nie czuć. Pierwszy odcinek jest schematyczny do bólu i nie daje poczucia, że oglądamy coś pomysłowego, ciekawego czy innego. Mamy wiec twardego szeryfa, który nie daje sobie w kasze dmuchać, ale zamiast człowieka z krwi i kości mamy superbohatera o idealnym kodeksie moralnym. W jednej scenie jego bohaterstwo jest tak przerysowane, że gdy zostaje postrzelony, biegnie dalej bez grymasu bólu, jakby nic się nie stało. A potem jeszcze walczy z przeciwnikiem wręcz. Toż to nadludzka twardość, która wywołuje kuriozalne wrażenie. Zamiast emocjonować się starciami bohatera, trudno powstrzymać śmiech. A zbyt wiele ten odcinek nie robi, aby ten bohater nabrał wyrazu, ludzkiego oblicza czy człowieczeństwa. Ma swoje demony, ale fakt, że jest taki idealny, wręcz odpycha. I to pomimo starającego się Stephena Dorffa  w tej roli, którego ekranowa charyzma zdecydowanie przyciąga.
fot. materiały prasowe
Problemem jest scenariusz Willa Beala, który pracował przy filmie Gangster Squad. Pogromcy mafii oraz kiepskim serialu Training Day. Nie wyciągnął żadnych wniosków z błędów i prezentuje nam historię przewidywalną, banalną, a momentami wręcz absurdalnie głupią. Jest kilka scen w odcinku (na czele z ucieczką gangusami z więzienia), które kompletnie psują odbiór tego serialu. Są nieprzemyślane i pozbawione najmniejszego sensu. Scenarzysta wykorzystuje wiele prostych metod, by budować bohaterów, ale czuć, że się z tym męczy, bo nawet taki sprawny reżyser jak David Ayer nie jest w stanie wyciągnąć z tych scen grama człowieczeństwa. Mamy więc masę oczywistości, dziwnych decyzji fabularnych (zaatakujmy zbirów konno, bo przecież nie usłyszał kopyt z daleka, tak jak auta...) i nudnych zagrań ku pokrzepieniu serc. Przemowa o tym, jak to policjanci z biura szeryfa muszą przede wszystkim opierać się na braterstwie i swoim sercu, a nie prawie, jest tak górnolotne i puste, że aż niesmaczne. Idealizm w takich serialach jest w porządku, ale Will Beall kompletnie nie ma pojęcia, jak nim operować i wywołuje sprzeczne wrażenie od zamierzonego. Nie dostrzegam w Deputy potencjału, bo choć punkt wyjściowy takowy ma, pilot nie pozostawia złudzeń. Mamy kolejny sztampowy serial policyjny, w którym głównym bohater będzie działać po swojemu, by pomagać ludziom. W dobie tak dużego wyboru seriali taki tytuł nie jest nawet lekką i przyjemną odskocznią. Kto z nas ma czas na przeciętność?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj