Diabelski młyn to najnowsza powieść Anety Jadowskiej, rozszerzająca magiczny świat poznany w serii o Dorze Wilk, a kończąca (oby jak na razie!) historię Nikity. I co tu kryć – życzę każdemu autorowi tak dobrego finału, jaki zaprezentowała Jadowska.
Czas spełnić dane obietnice i pomóc Robinowi w odnalezieniu jego prawdziwej tożsamości. Sprawa wydaje się prosta – należy dostać się do Archiwum, które trzyma wszystkie informacje na temat każdego członka Zakonu. Niby pestka dla Nikity, która nadal nie otrząsnęła się po poznaniu prawdziwej historii swojej rodziny. Niestety, w jej życiu nic nie jest proste, a narastająca liczba obietnic i problemów zdaje się nie mieć końca.
Pamiętam jak zetknęłam się po raz pierwszy z prozą Anety Jadowskiej. Nie będę ukrywać, że pierwszy tom o Dorze Wilk nie przypadł mi do gustu, choć bardzo chciałam, by tak było. Prosty język, bohaterka ocierająca się o marysuizm, jednowymiarowi bohaterowie – jednak dawałam jej szansę, głównie dla świata przedstawionego i potencjału, który kryła autorka. Cieszę się, że się nie pomyliłam, a z każdą nową książką mogłam obserwować coraz lepszą formę pisarki. Teraz Diabelski Młyn wydaje się apogeum jej kunsztu, choć wiem, że z następną książką będzie tylko lepiej.
Jednak od początku: książkę bardzo dobrze się czyta. Autorka powoli snuje nam całą opowieść, pozwalając wejść do nowo poznanej części jej świata. Bez problemu łączy tłumaczenie nam zasad Bezdroży wraz z wciąż rozwijającą się akcją. A w samej fabule dzieje się wiele – Nikitę spotykają coraz to nowe przygody, a raczej problemy, z którymi musi sobie poradzić. Autorka jednak nie gubi się w wątkach, przeprowadzając nas bezproblemowo przez epizodyczne historie aż do grand finale. Jeśli zaś o sam finał chodzi, to czytelnicy powinni być zadowoleni – historia Robina ma swój satysfakcjonujący i ciekawy koniec. Obyśmy w przyszłości mogli poznać dokładniej jego moce i możliwości.
Również bohaterowie nie zawiedli. Nikita nadal pozostała sobą, bogatszą o doświadczenia i wiedzę. Problemem jest tylko to, że tę bohaterkę dobrze znamy, a jej największa przemiana odbyła się w poprzednim tomie, dlatego dobrym pomysłem było, że mogliśmy lepiej poznać innych bohaterów, a sama Nikita była bardziej świadkiem wydarzeń niż głównym bohaterem. Zwłaszcza dzięki rozdziałom z punktu widzenia Robina mogliśmy jeszcze lepiej poznać tę sympatyczną postać, jego emocje i rozterki. Tak jak wcześniej z perspektywy Nikity Robin wydawał mi się dosyć „przezroczysty”, tak dzięki własnym rozdziałom nabrał nowych, ciekawych kolorów. Postaci poboczne za to wprowadziły powiew świeżości: różne od siebie siostry Verde, specyficznie szlachetny Cygański Książę (najciekawsza postać, na której rozwinięcie kiedyś liczę), Percy, a także… nowe zwierzątko Robina, choć przyznam szczerze, że fabularnie nie miał zbytnio znaczenia, co trochę zniweczyło jego potencjał, to chyba wygrywa konkurs w byciu najsłodszą postacią w powieściach Jadowskiej.
Są jednak dwie rzeczy, których mi zabrakło. I obie to konfrontacje: jedna z matką Nikity, druga – ze wspomnianą wcześniej Dorą. Wątek Nikity i jej matki przewijał się przez całą książkę i brakowało mi wielkiego finału – po poprzednim tomie czułam niedosyt. Tak samo z Dorą – ostatnie ich spotkanie przebiegło w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Chciałabym zobaczyć jak wyglądałby teraz, przy takiej zmianie w Nikicie.
Nie można jednak zakończyć tej recenzji, bez pochwał w stronę Magdaleny Babińskiej, która znów ilustrowała powieść. Zarówno jej okładka, jak i rysunki w książce są świetne i ładnie obrazują świat przedstawiony przez wyobraźnię Jadowskiej. Oby współpraca tych pań trwała jak najdłużej, bo widać, że bardzo dobrze się uzupełniają.
Jeśli spodobały Ci się dwie wcześniejsze książki o Nikicie, ta również przypadnie Ci do gustu. Polecam tę książkę jak i całą serię, także tym, co po pierwszych książkach Jadowskiej się zrazili albo po zakończeniu serii o Dorze uznali jej następne książki za „odcinanie kuponów”. Jeśli lubicie dobrą fantastykę , na pewno się nie zawiedziecie.