Wiele jest powieści grozy (a także komiksów, filmów czy seriali), które wykorzystują motyw łowców potworów, swego rodzaju egzorcystów, którzy oczyszczają nasz świat z nadnaturalnych istot i pozwalają żyć reszcie społeczeństwa w błogiej nieświadomości. Diablero, powieść meksykańskiego pisarza F.G. Haghenbeck, też wpisuje się w ten nurt, ale jednocześnie zaprezentowane w niej podejście znacząco się różni od tradycyjnego ujęcia tego tematu. Elvis Infante to diablero, czyli ktoś będący czymś pomiędzy łowcą demonów i egzorcystą, który łapie nadprzyrodzone istoty na Ziemi (zarówno demony, jak i upadłe anioły) i sprzedaje je, chociażby na potrzeby nielegalnych walk i hodowli. Zapowiedź okładkowa mówi, że zmierzy się z największym wyzwaniem do tej pory, ale nie oddaje to w pełni natury powieści. Przede wszystkim mamy tu do czynienia z achronologiczną narracją, która zabiera nas w przeszłość Elvisa, czyli jego kariery wojskowej (choć zadania oddziału dalekie są od typowych dla wojska) w Afganistanie, a także późniejszych spotkań z demonami w USA. Początkowo wydaje się to dość chaotycznie porozrzucane, ale z czasem z tej mozaiki wyłania się spójna wizja pojedynku z nadnaturalnymi siłami.
Źródło: Rebis
Haghenbeck wykorzystuje w swojej powieści kilka różnych motywów. Z jednej strony mamy do czynienia z powieścią fantastyczną, wykorzystującą elementy religijne i mitologiczne, by przekuć je w opowieść… nazwijmy to grozy. Z drugiej są spore fragmenty dotyczące wojskowości i afgańskiej specyfiki. Takie rozrzucenie wątków, miejsc i konwencji całkiem nieźle się sprawdza i urozmaica generalnie dość prostą historię o łowcy demonów.
Pewne zastrzeżenia budzi tłumaczenie: ale nie jego jakość, a przyjęta metoda. Powieść oryginalnie była pisana w języku hiszpańskim, więc dla kolorytu i oddania realiów postacie często (a nawet zbyt często) czynią wtręty po angielsku. W polskiej wersji również pozostały w języku Szekspira, co niekoniecznie było szczęśliwym rozwiązaniem, bo jednak angielski jest dla nas znacznie mniej egzotyczny, a i przyzwyczajeni jesteśmy, że latynoskie postaci raczej rzucą parę słów po hiszpańsku. W efekcie odczuwa się dysonans, co chwilę natrafiając na wstawki po angielsku. El diablo me obligó to krótka i dość nietypowa powieść, którą – z racji tematyki – należy zakwalifikować jako horror, ale tak naprawdę wcale nie poczujemy przestrachu podczas lektury. Nie można tej powieści odmówić także humoru, dość czarnego i bezkompromisowego, pełnego celnych onelinerów i cynicznych komentarzy. Efektem jest niezła historia i wpadające w pamięć komentarze bohaterów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj