Do tego dojdziemy za chwilę, a na razie zajmijmy się podstawami. Steven Pasquale (Rescue Me) wciela się w postać wybitnego neurochirurga, doktora Jasona Cole'a, który swoimi ryzykownymi pomysłami przy stole operacyjnym utrzymuje szpital w czołówce rankingów (nie jest powiedziane jakich, ale zapewne tych pozytywnych). Jego geniusz funkcjonuje jednak tylko na jedną zmianę, ponieważ w godzinach 20:25 - 8:25 w naszym bohaterze budzi się druga postać - destrukcyjny Ian Price. Do tej pory utrzymywany był pod kontrolą dzięki eksperymentalnym lekom, które - krótko mówiąc - usypiały głównego bohatera na czas niezbyt mile widzianych godzin. To jednak się zmienia i teraz nasz główny bohater musi stawić czoła bestii, którą przez lata trzymał zamkniętą w klatce w tajemnicy przed światem.

Tak więc oto na ekranie widzimy swego rodzaju mutację doktora House'a, doktora Jeckylla i pana Hyde'a. Czy deszcz surowej krytyki jest zasłużony? Czy taka mieszanka to dobry pomysł?

[image-browser playlist="595174" suggest=""]
©2013 NBC

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że nie. Wyniki oglądalności też potwierdziły, że widzowie nie mają pojęcia, czego się spodziewać - co zaowocowało masowym "olaniem" tej nowości podczas premiery i pozostaniem przy Elementary czy Skandalu, wyświetlanych równolegle na innych stacjach. A moim zdaniem każdy, kto świadomie nie obejrzał Do No Harm tylko przez to, że "nie wiadomo co to", popełnił wielki błąd, który powinien jak najszybciej naprawić. Dlaczego? Bo serial ten wcale nie jest taki zły. Ba, ja się przy pilocie dobrze bawiłem.

Należy jednak od razu zaznaczyć dwie bardzo istotne rzeczy: jeśli liczysz na kolejnego House'a, "Chirurgów" czy ogólnie rzecz biorąc stricte "dramat medyczny" - nie znajdziesz go tutaj. Jeśli oczekujesz patetycznego dramatu psychologicznego o człowieku skazanym na dzielenie swojego ciała z drugą istotą - zapomnij, nie tędy droga. Jeśli jednak masz ochotę na przyzwoitą dawkę rozrywki niekoniecznie najwyższych lotów - oglądaj śmiało, ponieważ to właśnie prezentuje sobą Do No Harm.

[image-browser playlist="595175" suggest=""]
©2013 NBC

Jak było do przewidzenia, pilot prawie w całości skupił się na Pasquale'u i jego postaci (postaciach?), do którego gry naprawdę trudno jest się jakoś szczególnie przyczepić. Po aktorze od razu widać, kto właśnie "dowodzi" ciałem. Jason robi wszystko, co w jego mocy, aby okiełznać Iana. Troszczy się o innych i nie chce, aby pod jego "nieobecność" komuś stała się krzywda, bierze na siebie odpowiedzialność za poczynania swojego alter ego. Ian imprezuje mocniej niż Charlie Sheen, wszystko ma w przysłowiowych czterech literach i oficjalnie chce zniszczyć Jasonowi życie, świetnie się przy tym bawiąc. Minimalnie z tła wybija się apetyczna dr Lena Solis (Alana de la Garza), jakiś irytujący doktorek z małym penisem, którego imienia nawet nie pamiętam, czy szefowa szpitala podejmująca decyzje bazujące na argumentach wyszukanych jak szkolne wymówki.

Cała ta mieszanka jakoś jednak działa. Owszem, serial pełen jest dziur logicznych i różnych głupot, ale twórcy zdecydowanie nie próbują nas oszukiwać, że jest inaczej. Do No Harm niespodziewanie okazało się być pozytywnie zakręconym serialem, a po obejrzeniu promo drugiego odcinka wnioskuję, że to dopiero początek szaleństwa - pod warunkiem, że za chwilę nie zostanie anulowany.

Jeśli macie ochotę na lekką rozrywkę z przymrużeniem oka, polecam spróbować. Po zaopatrzeniu się w odpowiednią dozę dystansu, produkcja ta potrafi dobrze rozbawić.

Ocena: 7/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj