Ziemię czeka apokalipsa, a wszystko za sprawą Antychrysta, który ma być zesłany na Ziemię, by wraz z jeźdźcami Apokalipsy zniszczyć ludzkość. Tymczasem aniołowi Azirafalowi (Michael Sheen) i demonowi Crowley'owi (David Tennant), dwóm przyjaciołom, którzy od tysięcy lat żyją wśród ludzi, perspektywa końca świata zupełnie nie odpowiada. Panowie znają się jeszcze z czasów ogrodu w Edenie i nie bardzo chcą się z Ziemią rozstawać. Polubili życie pośród ludzi, a nade wszystko książki i wino. Ruszają więc z misją uśmiercenia Antychrysta, żeby zapobiec katastrofie i uratować świat przed zagładą. Problem w tym, że Antychryst się gdzieś zapodział. Podczas porodu jedna z sióstr, przez swoją nieuwagę, umieściła go nie w tej rodzinie, którą Pan Ciemności wybrał… Terry Pratchett przez ostatnie trzydzieści lat swojego życia szukał sposobu na to, by zekranizować powieść Dobry Omen, którą napisał na spółkę z Neilem Gaimanem. Niestety, nie był w stanie znaleźć scenarzystów, którzy zrozumieliby jego dzieło i potrafili przenieść na ekran specyficzny humor, za który czytelnicy pokochali tę historię. Dlatego w 2014 wysłał maila do Gaimana z prośbą, by ten spełnił jego jedyne życzenie i znalazł czas na zajęcie się ekranizacją tej opowieści tak, by Pratchett mógł obejrzeć ją przed śmiercią. Pisarz postanowił spełnić wolę swojego kolegi, który chorował na Alzheimera. Natychmiast rozpoczął pracę, niestety pomimo starań, nie zdążył. Dokończył jednak dzieło, by w ten sposób uczcić pamięć o swoim przyjacielu.  Muszę przyznać, że Dobry Omen to jedna z najlepszych ekranizacji powieści Terry'ego Pratchetta. Z racji tego, że Gaiman współpracował z twórcą Świata Dysku przez blisko 10 lat, wiedział dokładnie jak dane wątki powstawały. Rozumiał, co się za nimi kryje i co one naprawdę oznaczają. Nie musiał się domyślać. Był przy tym jak powstawały. Dlatego z łatwością zebrał wszystkich bohaterów z tych opowieści i ułożył świetną mozaikę, w której widzowie się nie gubią. Wszystko jest logiczne i poukładane. I co najważniejsze, humor obecny w książce jest w 100% odzwierciedlony w serialu. Mało tego, niektóre pomysły Gaiman rozwinął, bo z powodów objętościowych nie mogły znaleźć się w książce, ale już w sześciogodzinnym serialu owszem. Dzięki temu widzowie lepiej mogą zrozumieć na przykład mocną koleżeńską więź, łączącą Azirafala z Crowleyem. Dobry Omen był również debiutem pisarskim Gaimana, co jeszcze bardziej motywowało go do tego, by wersja telewizyjna była jak najbliższa literackiemu pierwowzorowi. I moim zdaniem jest. Oprócz samego humoru opartego na licznych żartach w stylu bardziej Pratchetta niż Gaimana, widzów oczaruje wyśmienita obsada. Na ekranie zobaczymy wymienionych już wcześniej Davida Tennanta i Michaela Sheena a także Frances McDormand (jako Boga opowiadającego całą historię) i Jona Hamma (wcielającego się w rolę anioła Gabriela). Może nie grają oni pierwszych skrzypiec w tej wyśmienitej orkiestrze, ale ich epizodyczne role także sprawiają ogromną frajdę.  Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do poziomu wykonania efektów specjalnych, które w dobie wizualnych perełek jak Gra o Tron mocno odstają. Widać, że BBC i Amazon nie dało Gaimanowi zbyt dużego budżetu. Choć stara się on jak może, niekiedy widać niedociągnięcia - chociażby w scenie, w której Antychryst spotyka swoją bestię. Momentami czułem się wręcz zażenowany jak bardzo przaśne są niektóre efekty. Dobry Omen na pewno zadowoli wszystkich fanów twórczości Pratchetta. Jest tu wszystko czego trzeba: postaci, zwariowana fabuła i humor. Jednak osoby, które nigdy nie przepadały za jego twórczością raczej się odbiją od tej produkcji. Dla mnie jest ona idealna - jest spełnieniem marzeń w kategorii: ekranizacja powieści fantasy. Jeśli nie dla hołdu wobec twórczości Pretchetta, to dla duetu Sheene - Tennant warto dać jej szansę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj