Doktor ponownie wraca na ekrany, zapraszając do wspólnego przeżywania fascynujących przygód. Tym razem jednak w podróż zabiera ze sobą nie tylko Nardole’a, ale i nową towarzyszkę – Bill.
Wokół Bill rozpętała się ostatnimi czasy mała medialna burza. Scenarzysta i producent
Doctor Who, Steven Moffat, ujawnił (pytanie czy to było naprawdę konieczne…), że Bill (
Pearl Mackie) jest orientacji homoseksualnej. Fani świetnie orientujący się w całym uniwersum serialu doskonale wiedzą, że homoseksualizm nie jest w nim żadną nowością, więc można całą sprawę spokojnie zignorować, skupiając się raczej na nowym sezonie. A rozpoczyna się on całkiem przyzwoicie. Steven Moffat powoli żegna się już z Doktorem, zastąpiony przez Chrisa Chibnalla, autora scenariuszy do kilku odcinków serialu, znanego jednak głównie jako autora świetnego
Broadchurch. Jednak 11 sezon dopiero przed nami, a Moffat na szczęście bez zbędnych fajerwerków i przekombinowania otwiera sezon 10 epizodem
The Pilot – całkiem sprytna nazwa jak na premierę, no i ma jak najbardziej sens pod względem fabularnym.
Doktor (
Peter Capaldi) został wykładowcą, TARDIS parkuje w jego gabinecie, a pewna inteligentna i rezolutna młoda kobieta, Bill, na uczelnianej stołówce nakłada ludziom frytki. Doktor zawsze widział w ludziach nieodkryty potencjał, a zobaczył go i teraz – Bill przychodzi do niego na prywatne lekcje, gdzie uczy ją… wszystkiego. Doktor nie przejmuje się wszakże, czy mowa o fizyce czy o poezji, a jedno z drugim ma wiele wspólnego. W końcu chodzi o rymy, jak sam stwierdza. Pomijając kwestię sensu tej tezy, Bill raczy Doktora wspaniałą anegdotą o frytkach i pięknej dziewczynie, a widz się cieszy, uznając, że ta nowa, przyszła towarzyszka ma niezły charakterek.
Bill naprawdę daje się lubić – nie jest kolejną, wyszczekaną Clarą, choć na pozór obie są dość podobne. Bill jest jednak geekiem, do tego wyjątkowo pozytywnie nastawionym do życia. Jej wesołość i generalny luz nie przeszkadza jednak zupełnie. Ogląda się Bill z przyjemnością, kiedy po raz pierwszy odkrywa ona uroki przebywania z Doktorem i przeżywa pierwsze starcie z obcymi, a zwłaszcza, pierwszy raz wchodzi do TARDIS. Niby widzieliśmy to wszystko mnóstwo razy – widz tylko czeka na słynne stwierdzenie, że budka jest większa w środku, ale dojście do tego wniosku zajmuje bohaterce trochę czasu. No i chyba nikt nie porównał jeszcze TARDIS do kuchni. Pompatyczna muzyka zostaje co rusz przerwana przez uwagi Bill, obdzierające całą sytuację z powagi. Lokalizacja toalety jest ważniejsza. Co w tym dziwnego? Już tych kilka przykładów pokazuje, że czeka nas całkiem ciekawy sezon. Obawy o nową towarzyszkę zostały rozwiane, a Bill jest z pewnością świeżym tchnieniem nowości. A jej orientacja? Cóż, została wykorzystana jako jeden z motywów już w premierowym epizodzie. Jednak subtelnie czy wręcz zwyczajnie, nie robiąc żadnej sensacji. Po prostu Bill spodobała się pewna studentka, Heather, ale że ta biedaczyna wpadła w sidła kosmitów…
Tym razem Steven Moffat nie zaszalał, serwując widzom obcych mało oryginalnych, za to dość strasznych. Motyw ze ścigającą zewsząd człowieka wodą został już pokazany w popkulturze wielokrotnie, teraz dodatkowo uatrakcyjniając pościg znacznie większym zasięgiem działania – wliczając w to koniec wszechświata. Jednak nie można narzekać na banalne i ograne pomysły –
The Pilot jest kameralny, to prawda, ale o taki wstęp chodziło. Mamy mieć przede wszystkim czas na dobre poznanie Bill, a wartka akcja nie służyłaby temu na pewno. Ucieczka przed Heather i Dalekami absolutnie wystarczy. Za to nie do końca wydaje się zrozumiała obecność Nardole’a – Doktor podróżował już w towarzystwie dwóch osób (Amy i Rory), ale byli oni jednak parą. Nardole zaś zdaje się pełnić funkcję komediową, ale czy mu się to udaje, to już zupełnie inna sprawa. Sama Bill by nie zaszkodziła.
Doktor z jakiejś przyczyny zmienia po raz kolejny zdanie (czego niestety nie wyjaśniono), zapraszając Bill na pokład TARDIS na dłużej. Można pokusić się o porównania do Rose, która także pochodziła ze średniej klasy społecznej i pragnęła odmiany szarego życia, choć Bill jest jednak zupełnie inną osobą. Dziesiąty sezon zapowiada się więc obiecująco, a na pewno zaoferuje mnóstwo atrakcji, w końcu Pearl Mackie z Peterem Capaldim zbyt długo nie pogra….
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h