Bill ponownie ma randkę z Penny, a my nie mamy żadnej pewności,czy to aby nie kolejna iluzja stworzona przez wrogów. Tym razem rozmowa kobiet zostaje przerwana nie przez papieża, ale za sprawą zwyczajnych i nudnych żołnierzy UN. Doktor po raz kolejny zostaje prezydentem Ziemi, ponieważ w pewnym (fikcyjnym) państwie wyrosła piramida. Jasne jest, że licząca sobie 5000 lat piramida (szybko określono jej wiek…), nie mogła ot tak zostać przeoczona, więc jej nagłe pojawienie się zwiastuje kłopoty, a raczej atak kosmitów. Czerwoni mnisi wybrali sobie zresztą miejsce pobytu bardzo sprytnie – dookoła aż roi się od wojsk, w tym Chin i Rosji. Ostatnio mieliśmy Kościół katolicki, teraz z kolei czas na najpotężniejsze państwa świata, działające wspólnie… Historią rządzi przypadek, a w tym wypadku seria zadziwiających przypadków – połamane okulary, nocne balowanie, jedna cyferka więcej… To wystarczy, aby stworzyć śmiercionośne bakterie. Gdyby rzeczywistość naprawdę tak wyglądała, aż strach się bać. Kosmici wręcz nie mają zbyt dużo roboty, ot wystarczy poczekać, aż ludzkość sama się wykończy, a tymczasem przybysze posiedzą sobie w ogromnej piramidzie. Szkoda, że Doktor nie wyjaśnił, czemu właściwie piramida? Kim są ci czerwoni mnisi, którym wydaje się, że przyjęli ludzki wygląd? Pytanie goni pytanie, a my wciąż wiemy niewiele więcej, niż przed seansem. Podobnie jak Bill, która najwyraźniej naprawdę nie zauważyła, że Doktor jest ślepy. Do pewnego momentu wierzyło się w jej spostrzegawczość, ale trochę trwało, zanim rzeczywiście zaczęła podejrzewać, że Władca Czasu coś ukrywa. A kiedy Doktor wprost mówi jej, że nie widzi, Bill jest naprawdę zaskoczona… Panie Moffacie, czemu nie szanujesz własnej bohaterki? Nawet Nardole już mniej irytuje, ale potencjał Bill jest jednak ogromny – co zresztą pokazano na końcu odcinka, kiedy praktycznie zaryzykowała swoje życie, aby uratować Doktora. Odcinek The Pyramid at the End of the World udowadnia, jakim geniuszem jest Doktor, który ot tak wpada na rozwiązanie, że kosmici zdecydowali się zniszczyć ludzkość za pomocą plagi nieznanej bakterii, konkretnie wyhodowanej w laboratorium w Yorkshire. Z pewnością można pozbyć się życia z naszej planety na milion innych sposobów, a choć ten jest może najmniej kreatywny, jednak także nie banalny do tego stopnia, że to pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy, kiedy czerwoni, wyjątkowo brzydcy kosmici sterują losami świata w wielkiej piramidzie, przechwytując obraz z kamer laboratoryjnych… Doktor, owszem, jest geniuszem, ale bez przesady. Nie popisuje się zresztą także w stosunku do Bill, ukrywając swoją ślepotę. Kiedy ci wyjątkowo brzydcy kosmici chcą ci pomóc, wiadomo, że gdzieś musi być haczyk. A jednak, generałowie największych armii świata uznają, że naoczna śmierć innego człowieka, któremu obcy chcieli pomóc, to za mało – spróbujmy wszyscy, a nuż się uda! Jasne, że się nie uda… Ta pomoc oferowana zresztą przez kosmitów to w zasadzie jedyny bardziej zaskakujący fragment tego odcinka Doctor Who. Od kiedy to najeźdźcy chcą pomagać, ale potrzebują do tego zgody, a także odpowiednich osób? Właściwie czemu mieliby uratować świat? Dość to wszystko dziwne i poplątane. Doktor odzyskuje wzrok, także w następnym odcinku dowiemy się z pewnością, jaka była cena za usługi mnisich kosmitów. The Pyramid at the End of the World to odcinek odrobinę nijaki – poprzedni, pełen szaleństwa i niedorzeczności był znacznie lepszy. Odrobina zagadek i lekko stresujący widza koniec epizodu to za mało. No i czemu właściwie piramida? A i nie zapomnijmy o biednym Nardole’u, którego dopadła prawdopodobnie tajemnicza choroba.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj