Od końca drugiego sezonu Silicon Valley, kiedy dowiedzieliśmy się, że Richard został usunięty z pozycji prezesa Pied Piper, było raczej pewne, że kiedyś w końcu ponownie nim zostanie. Ten moment nadchodzi po zaledwie (lub aż) czterech odcinkach. Choć osobiście wolałbym jeszcze dłużej oglądać zmagania Richarda w walce o fotel prezesa, to muszę scenarzystom serialu pogratulować sceny, w której dowiadujemy się, że Richard odzyskuje swoją posadę. Rozmowa Laurie z Monicą, której wyznaje, że się myliła (przy okazji w przezabawny sposób próbując nawiązać towarzyskie interakcje), jest świetnie poprzeplatana spotkaniem Richarda z rzeczniczką Ravigi, której on wyrzuca wszystkie swoje żale do Laurie tak długo, aż w końcu dowiaduje się, że rozmawia nie z rzeczniczką, a blogową dziennikarką. Ostatecznie jednak Richard może znów chwalić się tytułem prezesa Pied Piper i ciekawie, że nim to się stało, mogliśmy poznać jego trochę bardziej agresywną i egoistyczną stronę. Niestety niektóre z podjętych przez niego decyzji, a w szerszej perspektywie podjętych przez scenarzystów serialu, mogą trochę niepokoić. Po wszystkich zmianach, jakie dokonały się w odcinku, ekipa wraca do inkubatora Erlicha. To tutaj zaczęła się cała przygoda Pied Piper, więc o brak komediowych sytuacji nie ma się co obawiać. Jednak Silicon Valley w śledzeniu podróży głównych bohaterów zawsze starała się przeć jak najbardziej do przodu, a tym razem wydaje się, jakby akcja robiła krok do tyłu. No url Równolegle do historii Pied Piper rozgrywa się też świetny wątek wspólnego biznesu Erlicha i Big Heada, którego scenarzyści wykorzystują w tym sezonie najlepiej od początku trwania serialu. Jego bezmyślność i naiwność to idealne źródło dowcipów, szczególnie w połączeniu z charakterem Erlicha (chociażby w scenie, w której Big Head podpisuje umowę i orientuje się, że każdy jego podpis jest inny). Ich wątek w szóstym odcinku wychodzi wręcz na pierwszy plan i raz jeszcze Big Head nie zawodzi w swoich kwestiach. Dzięki niemu finał odcinka, w którym biznes Erlicha i Big Heada wpada w tarapaty, bo ten drugi przez swoje wydatki jest spłukany - choć jest raczej przewidywalny, to przynajmniej zostaje pięknie spuentowany przez "Aloha", które, jak słusznie zauważa Big Head, znaczy "cześć". I właściwie też „do widzenia”. Z kolei po stronie głównych bohaterów w Bachmanity Insanity twórcy serialu robią sobie przerwę od kontynuowania perypetii Pied Piper i poświęcają odcinek na wątki "romantyczne". Prawdopodobnie najśmieszniejszy z nich to wątek Jareda, który oczywiście pokazuje inne oblicze niż to, jakie ekipa programistów znała. W ogóle informacje, które Jared w każdym odcinku wyjawia o swoim życiu i dzieciństwie, są coraz bardziej pokręcone i komiczne. Szkoda, że wszystkie wątki tak naprawdę zostają rozwiązane w przeciągu całego odcinka, przez co sprawia on wrażenie trochę jakby wyrzuconego z kontekstu trzeciego sezonu. Oczywiście absolutnie nie zarzucam twórcom, że zrobili odcinek nieśmieszny, bo nadal dostajemy skarbnicę genialnych tekstów (szczególnie ze strony Gilfoyle'a), jednak do końca sezonu zostały cztery odcinki, więc miejmy nadzieję, że wraz z upadkiem Bachmanity twórcom uda się wprowadzić jakiś nowy, świeży wątek, który ponownie rozpędzi akcję serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj