Mike Judge w nowym sezonie udowadnia, że temat geeków marzących o sukcesie jeszcze się nie wyczerpał. Nowa odsłona bawi jeszcze bardziej niż poprzednia.
Czwarty sezon rozpoczyna się od dość drastycznej decyzji Richarda (
Thomas Middleditch) o rozstaniu się z firmą Pied Piper, a co za tym idzie – z rezygnacją ze stanowiska prezesa. Ma już nowy pomysł na biznes, który może zrewolucjonizować świat. Potrzebny jest tylko inwestor, który jego wizję sfinansuje. Jako że w środowisku technologicznym jego akcje ostatnio nisko stoją, to znalezienie takiej osoby nie będzie łatwe. Tylko szaleniec da mu pieniądze. Dobrze, że w tym biznesie takich ludzi nie brakuje. Zespół staje więc przed wyzwaniem, jakim niewątpliwie jest wyłonienie ze swoich szeregów następcy Richarda. Kto jest na tyle kompetentny, by zostać nowym prezesem firmy o takiej przeszłości? Firmy, która podawała do opinii publicznej fałszywe dane… Wybór zaskoczy wszystkich, a jego efekty wcale nie będą dobre dla firmy.
Tymczasem w siedzibie Hooli Gavin Belson (
Matt Ross) musi stawić czoła żmii, którą sobie wyhodował, Jackowi Barkerowi (
Stephen Tobolowsky), facetowi tylko czyhającemu na możliwość przejęcia jego posady. Gavin sam jest osobą nieobliczalną i niezmiernie pewną siebie, więc postawi wszystko na jedną kartę. Czy tym razem utrzyma się na stołku?
Mike Judge, twórca kultowej kreskówki
Beavis i Butt-Head, konsekwentnie kontynuuje rozpoczęte wcześniej wątki. Nie oszczędza swoich bohaterów. Nawet gdy przez chwilę pojawia się uczucie, że w końcu im się udało, zaraz następuje kataklizm niweczący ich ciężką pracę i zostawiający ich z niczym. Może dlatego kibicujemy Dineshowi (
Kumail Nanjiani), Bertramowi (
Martin Starr) i Zachowi (Jared Dunn), by nawet bez Richarda na pokładzie odnieśli sukces. Sam Hendricks serialu broń boże nie opuścił. Po prostu zamknął się w pokoju i pracuje nad nowym rewolucyjnym projektem.
Najjaśniejszą gwiazdą całego serialu jest wciąż gamoniowaty i pazerny Erlich (T. J. Miller), starający się wzbogacić na pracy innych lokatorów swojego domu. Jest nieustępliwy. Porażki go nie zrażają. I właśnie to czyni go tak zabawną i ciekawą postacią. Do drużyny powrócił „Big Head” (
Josh Brener), postać, która nie wiedzieć czemu bardzo mnie irytuje.
Zobaczymy też, jak władza, nawet ta najmniejsza, zmienia ludzi. Przykładem będzie wielkie ego bohatera, który zostaje nowym prezesem. Pompatyczne przemowy w wywiadach telewizyjnych, besztanie konkurencji, lekceważące podejście do współpracowników. Cały wachlarz nowych emocji.
Silicon Valley udało się uniknąć pułapki, w jaką wpadła
The Big Bang Theory. Serial HBO nie szuka nowych tematów, by rozwijać fabułę. Dzięki temu nie zatracił swojej tożsamości. Główną oś wciąż stanowi biznes i pieniądze. Geeki są tylko robotnikami mającymi wykonać swoje zadania. Mają swoje idee, które są miażdżone przez biznes i ludzi w garniturach.
Recenzja pierwotnie została opublikowana 16 kwietnia
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h