Jedna rzecz zaczyna mnie irytować w serialu Silicon Valley. Gdy tylko bohaterowie zrobią coś dobrego, co odnosi sukces... twórcy zaraz spuszczają to w toalecie. To było dobre przez pierwsze dwa sezony, ale teraz po prostu męczy i zaczyna robić się wtórne. Non stop bohaterom nic się nie udaje. Czy naprawdę nie można pójść krok dalej, by rozwinąć ten serial o komiczne trudy prowadzenia firmy? Przecież tutaj jest ogromny potencjał, a twórcy po raz kolejny cofają się do punktu wyjścia. To robi się nudne. Dlatego też jest to skaza na wątku Piper Chatu, który zapowiadał się na pozytywną zmianę, która może rozruszać serial. Pomijając ten aspekt, całość przeprowadzono fenomenalnie i przezabawnie. Problem prywatności w sieci i regulaminów użytkowania, których nikt nie czyta został poruszony mądrze i z odpowiednim dystansem. Powiedziano tutaj wiele prawd, które potrafią rozbawić. No i ta kulminacja z przekazaniem Piper Chaut Gavinowi w newralgicznym momencie. Genialne rozwiązanie! Przez 4 sezony wszystko wraca do punktu wyjścia. Co chwilę pomysły na firmę się zmieniają, by zaczynać od nowa. I tak Richard chce stworzyć nowy Internet, bazując na notatkach ich pierwszego współpracownika. Dobry pomysł, który idzie w tym odcinku w nieoczekiwanym kierunku. Zwolnienie Gavina z Hooli i sugestia współpracy z Richardem to świeże zagrania, których ten serial desperacko potrzebuje. Dobrze też wygląda początek rozwoju wątku Chińczyka i jego apki, którą wymyśla Bachman. Być może ta postać w końcu będzie mieć coś ciekawego do roboty, a bycie wyłącznie obiektem żartów Elricha. Jest tutaj potencjał na rozwój. ‌Silicon Valley ma wiele zalet, dużo trafnych gagów i ciekawą historię. Gdyby nie odtwórcze wracanie do punktu wyjścia, mógłbym jedynie chwalić ten serial.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj