Dom grozy: Miasto Aniołów to oczekiwany spin off kultowego serialu grozy pod tytułem Penny Dreadful. Czy mamy tutaj do czynienia z produkcją równie oryginalną co pierwowzór?
Co oznacza sformułowanie Penny Dreadful? Można to luźno przetłumaczyć jako „groza za funta”. W XIX wieku, w Stanach Zjednoczonych wydawane były tanie magazyny, komiksy i opowiadania przedstawiające historie z pograniczna horroru, przeważnie oparte na miejskich legendach i rdzennych wierzeniach. W tego typu publikacjach pojawiały się między innymi wilkołaki, wampiry czy czarownice. Każdy krąg kulturowy miał swoje legendy. Serial Johna Logana, zainspirowany taką formą, skupiał się na wiktoriańskich opowieściach z dreszczykiem. Dom grozy: Miasto Aniołów poświęcony jest meksykańskiemu folklorowi. Mamy więc dwa zupełnie inne światy, jednak jedno pozostaje niezmienne – nieświadomi zagrożenia bohaterowie znów włączają się w odwieczną walkę dobra ze złem.
Wyjaśnijmy już teraz kwestię, która zapewne nurtuje każdego fana oryginalnego Domu grozy. Czy w spin offie powraca klimat, który był siłą napędową pierwowzoru? Odpowiedź brzmi: nie, ale nie oznacza to, że wyjątkowa atmosfera jest tutaj nieobecna. Takowa istnieje, ale jest zupełnie inna. Na ten moment trudno powiedzieć, czy będzie miała ona siłę zdolną pociągnąć cały serial, ale po pierwszym odcinku powinniśmy być dobrej myśli. Akcja produkcji toczy się w latach trzydziestych, a bohaterami są członkowie meksykańskiej społeczności w Los Angeles. Mamy tu do czynienia z nizinami społecznymi, które muszą przeciwstawić się galopującemu kapitalizmowi i imperialistycznej chciwości białego człowieka. Nad Europą zawisło widmo wojny światowej, a cień faszyzmu i hitleryzmu spowija również Amerykę. W takiej rzeczywistości funkcjonuje młody meksykański policjant Tiago Vega, który wraz ze swoim partnerem podejmuje się rozwiązania tajemnicy rytualnego morderstwa.
Pierwszy odcinek nakreśla wątki, które będą zapewne eksplorowane w przeciągu całego sezonu. Sprawy społeczne, polityka, kryminał, sytuacja międzynarodowa – twórcy serwują nam tutaj solidny miszmasz. Na szczęście udaje się uniknąć chaosu narracyjnego – wszystko jest raczej czytelne i klarowne. Elementem łączącym poszczególne historie jest rywalizacja dwóch sióstr reprezentujących siły dobra i zła. Santa Muerte, bogini śmierci, przedstawiona jest jako ta przynosząca łaskę ludziom. Jej przeciwniczka nazywa się Magda i ma kilka wcieleń. Demon próbuje wykorzystać niespokojne czasy, by szerzyć chaos i zniszczenie. W Los Angeles znajduje podatny grunt dla swoich działań.
Historia dobrze koresponduje z myślą przewodnią serialu. Mamy tutaj fabułę opartą na meksykańskich wierzeniach. John Logan konwertuje ją na potrzeby rozbudowanej opowieści, dodając nieco estetyki kina noir. Pierwszy odcinek zachęca do dalszego śledzenia losów bohaterów. Jest ciekawie i intrygująco, choć nie ma w tym nic mocno wyjątkowego. Dużo dobrego dla opowieści robią postacie: to ich osobiste zmagania wciągają najbardziej. Zadowalająco wypadają członkowie meksykańskiej społeczności. Tutaj Logan trafia w dziesiątkę. Autor podchodzi do południowoamerykańskiej kultury z należytym szacunkiem i można powiedzieć, że jak na razie idzie mu lepiej niż Kurtowi Sutterowi, który w serialu Mayans MC również wziął się za bary z problemami Meksykanów w USA.
Na słowa uznania zasługują wykreowane postacie oraz aktorzy je portretujący. Podobnie jak w oryginalnym formacie, także tutaj losy bohaterów angażują widzów emocjonalnie. W Mieście Aniołów na pierwszym planie znajduje się Daniel Zovatto wcielający się w policjanta Tiago Vegę. To tradycyjny protagonista, ale w interesujący sposób podbudowany fabularnie. Dużo ciekawego dzieje się na drugim planie. Niewątpliwą gwiazdą serialu jest Maria Vega grana przez nominowaną do Oscara Adrianę Barrazę. Charyzmatyczna postać, scena jej tańca z synem to jedna z najlepszych chwil odcinka. Wśród artystów wcielających się w postacie drugoplanowe znajdują się również Nathan Lane i znany z oryginalnego formatu Rory Kinnear. Panowie stanowią gwarant wysokiego poziomu aktorskiego. Na koniec należy wspomnieć również o Natalie Dormer wcielającej się w demoniczną Magdę. W pierwszym odcinku dostajemy kilka krwistych momentów z jej udziałem, doskonale korespondujących z konwencją grozy. Natalie Dormer jest przekonująca w swojej roli, choć czuć, że to dopiero początek jej piekielnych igraszek.
Pierwsza odsłona Miasta Aniołów spełnia swoją funkcję – zachęca do oglądania dalszych odcinków. Co najważniejsze jednak, udało się zbudować klimat, który podobnie jak w pierwowzorze ma szansę stanowić fundament opowieści. Muzyka, zdjęcia, scenografia, kostiumy – wszystko to działa w służbie nastroju. Nic, tylko oglądać dalej. Polecamy.