W 2. części 5. sezonu serialu Dom z papieru gang Profesora musi szybko otrząsnąć się po śmierci Tokio, ponieważ trzeba za wszelką cenę przetopić złoto i wydostać się z banku. Lider naszej bohaterskiej szajki wchodzi w nieoczekiwany sojusz, jednak sprawy szybko  zaczynają iść nie po jego myśli. Okazuje się, że Profesor, aby ocalić swoją ekipę, będzie musiał zrobić jedyną rzecz, której do tej pory nie zrobił – poddać się.   Profesor i Alicia stworzą bardzo zgrany duet. Jak to ujęła Sierra w jednej ze scen – są małżeństwem z rozsądku. Dzięki temu z ekscytacją oglądało się ich kolejne poczynania, bo nie wiadomo było, czy za chwilę jedno z nich nie wykiwa drugiego. Ten element niepewności  dodawał przyjemnego smaczku intrydze. Chemia między Alicią a Sergiem była silniejsza niż między nim a Lizboną. To nadało nowy koloryt dynamice relacji w serialu, ale również sprawiło, że nie do końca wierzyłem w silny związek Profesora i jego ukochanej. Jednak duet Sergio-Alicia działał doskonale! Twórcy  świetnie przedstawili emocjonalną sinusoidę, jaka zachodziła między postaciami na przestrzeni kolejnych odcinków – od braku zaufania po pewien element szorstkiej przyjaźni. 
fot. materiały prasowe
+9 więcej
 Profesor miał bardzo silny wątek w 2. części. Bardzo dobrze, że twórcy postanowili pokazać nam jego różne oblicza – pełne emocji, zadumy, mroku, ale również luzu i zabawy (scena z tańczącym Sergiem była jedną z najlepszych w finałowej odsłonie i wzbudziła mój szczery uśmiech). To pozwoliło zobaczyć jednego z głównych bohaterów od zupełnie innej strony. Nie był już tylko wielkim Profesorem, który ma plan A, B, C i D na kolejne sytuacje. Zyskał bardziej ludzkie oblicze. Dowiedzieliśmy się, że popełnia błędy! Niestety, gdzieś w połowie 2. części przez wątek Sergia i Berlina (o czym za chwilę) miałem wrażenie,  jakby twórcy zapomnieli o reszcie zespołu i tym, co dzieje się w banku.  Próbowano dać ciekawy motyw Denverowi, mieszając go w trójkąt miłosny, jednak wątek tylko przeszkadzał i stanowił raczej mało znaczący przerywnik w fabule. Mam wrażenie, że gdy zabrakło Nairobi i Tokio, to twórcy nie wiedzieli, na kim się skupić, i postanowili, że nie będą w ogóle poświęcać czasu na indywidualne wycieczki uczestników napadu. Natomiast bardzo ciekawy wątek poboczny miał Berlin. Przede wszystkim bardziej pasował mi od tego w 1. części, ponieważ lepiej przeplatał się z fabułą dziejącą się w teraźniejszości. Budował zgrabny pomost między poszczególnymi elementami napadu na bank. Przy okazji pokazywał nowe oblicze relacji Berlina z Profesorem – bardziej rodzinne, skupiające się na ich dziedzictwie. W pewnym momencie dało się odczuć, że scenarzyści budowali pewien fundament pod ogłoszony już oficjalnie spin-off z tym bohaterem. Twórcy chcą w świadomości widza zatrzeć obraz postaci, żeby jeszcze zwiększyć poziom oczekiwania na prequel. Trzeba dodać, że Pedro Alonso w swojej roli był doskonały. To widać choćby w świetnej pod względem dialogowym i emocjonalnym scenie w hotelu, gdy Berlin konfrontuje się z synem. Sam bohater jest dobrym powodem, by czekać na spin-off - nie trzeba tego jeszcze podkręcać. Twórcy tym razem mocniejszy nacisk położyli na intrygę. W 2. części scen akcji mamy jak na lekarstwo. Zapewniam jednak, że zachwycają jakością wykonania. Bardziej minimalistyczne środki sprawiają, że scena pościgu z początku 2. części nabiera dodatkowej mocy. Jednak to sama intryga zadziałała najlepiej i muszę przyznać, że finał zaoferował naprawdę ciekawą, płynnie poprowadzoną historię, pełną napięcia, z kilkoma dobrymi, a nawet bardzo dobrymi zwrotami akcji. A sam finał był bardzo emocjonujący i dał naprawdę niezłe zakończenie opowieści o Profesorze i jego gangu. Szkoda tylko, że ekipa nie miała za bardzo z kim walczyć, ponieważ ich przeciwnicy nie stanęli na wysokości zadania. Po prostu reprezentowali zepsuty system i nie stanowili zagrożenia dla gangu. Gdy już Sierra zeszła ze sceny jako przeciwniczka Profesora, to Tamayo nie mógł w żadnym momencie godnie jej zastąpić. Był zwykłą marionetką w rękach Sergio, która łatwo daje się wodzić za nos. Twórcy wprowadzili na początku zbyt podniosłą atmosferę – tak gęstą, że można było ją kroić nożem. To mogło obrócić się przeciwko całej historii i stworzyć z niej pompatyczny do granic możliwości dramat. Na szczęście szybko się zreflektowano i  uchwycono balans między  momentami emocjonalnymi a tymi luźniejszymi, bardziej komediowymi. Gdy robiło się zbyt dramatycznie, zaraz wchodziła lżejsza scena. Był zatem wspomniany taniec Profesora czy kultowe już odśpiewanie Bella Ciao. Dzięki temu opowieść wracała na właściwe tory i zgrabnie płynęła, bez żadnych przestojów.  Finałowa odsłona Domu z papieru to godne zakończenie historii Profesora i jego gangu, Nie obyło się bez kilku słabszych elementów, ale ostatecznie był to kawał dobrej opowieści z niezłą intrygą i odpowiednim napięciem. Polecam!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj